Rozmowy prowadzą jednocześnie dwa obozy: prorosyjska Partia Regionów Ukrainy premiera Wiktora Janukowycza oraz tzw. pomarańczowi, czyli prozachodnie bloki Julii Tymoszenko i Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona (NU-LS). W wyborach uzyskały one odpowiednio: 34,3 proc., 30,7 proc. i 14,1 proc. poparcia. - Chcę stanowisk przewodniczącego parlametu, szefa skarbówki i fotel mera Kijowa. Chcę także, by mój brat Mykoła nadal kierował służbami granicznymi - miał powiedzieć Łytwyn przedstawicielom partii Janukowycza i pomarańczowych, walczącym o włączenie jego ugrupowania do swej koalicji. Stawką jest prawie 4 proc. głosów, które Łytwyn dostał w niedzielnych wyborach. Zwycięzca wyborów, premier Janukowycz ma nadzieję, że prezydent Wiktor Juszczenko ze względu na oczekiwaną rywalizację z Julią Tymoszenko w wyborach prezydenckich w 2009 r. (Juszczenko będzie wówczas starał się o reelekcję), będzie niechętny sojuszowi swych kolegów z NU-LS z jej blokiem. Partia Regionów sądzi, że jeśli namówi do współpracy Łytwyna, to przyłączy się do niej także NU-LS i na Ukrainie powstanie tzw. szeroka koalicja. Najprawdopodobniej marzy o niej po cichu także Juszczenko. Sądzi, że taki sojusz zjednoczy kraj, rozdzielony dziś na przychylne "regionałom" obwody wschodnie i sympatyzujące z głową państwa województwa zachodnie. NU-LS odrzuca na razie taką możliwość: do wyborów szedł z hasłami odrodzenia pomarańczowej koalicji z Blokiem Tymoszenko i oświadcza, że będzie współpracował tylko z nią. Po podliczeniu przez Centralną Komisję Wyborczą prawie 100 proc. głosów widać, że pomarańczowi mają większość również bez Łytwyna. Będzie ona jednak słaba; dzięki wciągnięciu do współpracy Łytwyna przewaga koalicji nad opozycją byłaby bardziej znacząca. Łytwyn czeka więc na propozycje. W czwartek oświadczył w rozmowie z dziennikarzami, że na razie bardziej konkretne propozycje uzyskał od pomarańczowych