Poszło o poniedziałkową publikację "Dziennika" pt. "Milion Ukraińców dostanie polskie zasiłki". Zdaniem autora artykułu, Jędrzeja Bieleckiego, właśnie taka liczba obywateli Ukrainy będzie mogła ubiegać się o przywileje związane z wchodzącą w życie na początku kwietnia Kartą Polaka. Szczególne niezadowolenie lwowian wywołało zdanie, w którym Bielecki pisze o archiwalnej gorączce poszukiwania polskich przodków, która wybuchła w mieście na wieść o proponowanych przez Polskę ułatwieniach, m.in. bezpłatnych wizach. Oburzenie wywołuje także teza, że o Kartę mogą starać się potomkowie byłych obywateli polskich, którzy w przeszłości działali na szkodę Polski, walcząc w Ukraińskiej Powstańczej Armii bądź biorąc udział w rzezi na Wołyniu. W reakcji na artykuł mer Lwowa Andrij Sadowy napisał w liście do szefa MSZ Radosława Sikorskiego, że takie "nieprzemyślane, nieostrożne i świadomie obraźliwe publikacje" szkodzą dobrym, acz "skrajnie delikatnym" stosunkom między Ukrainą i Polską. - Z wielkim zdziwieniem odebraliśmy także cytowane w artykule oświadczenie konsula generalnego RP we Lwowie, pana Wiesława Osuchowskiego, że po dwóch latach jego przebywania we Lwowie zaczął odczuwać "poważne wątpliwości dotyczące współpracy z Ukraińcami" - podkreślił Sadowy. Oddzielny komunikat w sprawie artykułu "Dziennika" wydał zastępca mera Lwowa Kosiw. Zaznaczył, że zawarta w nim teza, iż w związku z Kartą Polaka władze miasta spodziewają się "wielkiego exodusu" do Polski, wyrwana jest z kontekstu. - Nie jestem polakożercą. (...) Z półtoragodzinnej rozmowy autor wyrwał kilka moich słów (...), by potwierdzić swe wnioski i fantazje, obrażające Ukraińców i lwowian - napisał. Dodał, że na znak protestu przeciwko takim praktykom przez najbliższe pół roku nie będzie wypowiadał się dla polskich mediów. Oburzenie wywołane publikacją "Dziennika" to kolejny przejaw niezadowolenia ze stosunków polsko-ukraińskich, narastającego na Zachodniej Ukrainie w ostatnich miesiącach. Ujawniło się ono wskutek zaostrzenia polskiej polityki wizowej, która wprowadziła ostrzejsze kryteria wydawania wiz, a przede wszystkim opłaty za nie. Z tego powodu na przełomie stycznia i lutego Ukraińcy kilkakrotnie blokowali dojazd do przejść granicznych, łączących ich kraj z Polską. - Rzeczywiście, w stosunkach polsko-ukraińskich pojawiły się komplikacje, ale winę za to ponosi Bruksela, bo to ona ustala ograniczenia związane z obecnością Polski w strefie Schengen, a nie Polska czy Ukraina - skomentował sytuację w rozmowie z szef wydziału stosunków międzynarodowych Lwowskiej Rady Obwodowej Taras Wozniak. Przyznał jednocześnie, że Ukraińcy są niezadowoleni przede wszystkim ze względu na "ogromne dysproporcje" w ruchu granicznym, obserwowane od grudnia, kiedy to Polska stała się częścią Schengen. - Na dziewięciu Polaków, którzy wjeżdżają obecnie na Ukrainę, przypada jeden Ukrainiec podróżujący do Polski. I nie chodzi tu wyłącznie o pretensje naszych przemytników. Zaostrzenie polityki wizowej uderza także w normalny handel - podkreślił. Mieszkańcom Lwowa i Zachodniej Ukrainy doskwierają także ogromne kolejki pod lwowskim konsulatem RP. W środę doszło tam do protestu, którego uczestnicy domagali się wprowadzenia wiz dla Polaków wjeżdżających na Ukrainę. - Polska prowadzi wobec Ukrainy politykę podwójnych standardów. Na szczeblu najwyższym popiera integrację Ukrainy z NATO i Unią Europejską, a na poziomie stosunków międzyludzkich Ukraińcy są po prostu znieważani - powiedziała wówczas w rozmowie Iryna Sech z nacjonalistycznej partii Swoboda, która zorganizowała akcję. Wozniak uspokoił, że protest pod konsulatem był "dziełem małej partii", walczącej o elektorat przy każdej nadarzającej się okazji, zaapelował jednak, by władze Polski i Ukrainy podchodziły do tak przejawiających się problemów we wzajemnych stosunkach z większą rozwagą i odpowiedzialnością.