- Kraju im nie oddamy - oświadczył pod adresem opozycji, nazywając jej działaczy "parszywymi ludźmi" i "popaprańcami, którzy prowokują władzę". - Jak się mawia po rosyjsku, po mordzie damy temu, kto odważy się wstrzymać ten proces, jaki zachodzi w kraju, proces konstruktywny i trudny - zapowiedział podczas wizyty w zakładach warzywnych pod Mińskiem. - Siła moja i mojej władzy polega na tym, że ja się kurczowo tej władzy nie trzymam. Ale nie zamierzam jutro komuś jej podarować. Przecież władza jest coś warta, jeśli potrafi się bronić, jak mawiał dziadek Lenin - dodał białoruski prezydent. Komentując niedzielną demonstrację w stolicy, Łukaszenka oznajmił, że opozycjoniści, aby stworzyć pożądany wizerunek, "pod okiem ambasadorów zaczęli prowokować milicję". - Apropos, zrobimy porządek ze stanowiskiem ambasadorów; przecież w żadnym kraju świata nie pozwala się ambasadorom uczestniczyć w nielegalnych akcjach" - zaznaczył. "Widzieliście, jak ci parszywi ludzie, najgorsi ludzie naszego społeczeństwa, przed 25 marca pisali do mnie listy i proponowali coś tam razem przeprowadzić - powiedział Łukaszenka. Było to nawiązanie do listu otwartego lidera sił demokratycznych z propozycją dialogu i zaproszeniem do wspólnych obchodów przypadającego 25 marca Dnia Wolności - rocznicy utworzenia Białoruskiej Republiki Ludowej, pierwszego w historii państwa białoruskiego w 1918 roku. Według prezydenta opozycja "nie jest nic warta", dlatego nie uważa on za stosowane zmieniać wobec niej taktyki. przyznał, że budowa państwa związkowego z Rosją "wyhamowała na wszystkich kierunkach". Zaznaczył, że "piłka jest teraz po stronie Rosji". Zapowiedział, że na Białorusi nie ma i nie będzie oligarchów. "Jeśli ktoś u nas, jak mi relacjonują, myśli o płacy jak u rosyjskich ministrów i chce jak w Rosji być prezesem rady dyrektorów spółek, dostając rocznie 5 mln dolarów, to ja powiadam - wszyscy do Rosji. U nas tego nie będzie" - oznajmił. Według prezydenta na Białorusi "niektórzy myślą o nomenklaturowej prywatyzacji". Łukaszenka ostrzegł jednak urzędników przed "szalonymi myślami" i podkreślił, że w jego kraju "żadnej nomenklaturowej prywatyzacji nie ma i nie będzie". Prezydent zdementował też pogłoski, że jest ciężko chory, które pojawiły się w Internecie, gdy nie pojawiał się publicznie od 10 marca. "Bajkami" nazwał doniesienia, że miał nie tylko zawał, ale jeszcze i wylew. "Na pewno trochę się zmęczyłem. Mniej się pojawiałem na ekranie" - przyznał. Zaznaczył jednak, że w tym czasie nie przerwał nawet treningów hokejowych.