"odkrył nowe możliwości skutecznego przeciwdziałania Zachodowi, który od pewnego czasu zwiększa polityczną i ekonomiczną presję na Mińsk". "Łukaszenka otwarcie ostrzegł władze Unii Europejskiej, że nie powinny one słuchać USA i wprowadzać sankcji gospodarczych wobec jego kraju, gdyż reakcja Mińska będzie bardzo twarda" - dodaje "Kommiersant". "Przyłączajcie się (do sankcji Waszyngtonu), jeśli chcecie. Ale nie zapominajcie, że 50 proc. waszej ropy, 50 proc. waszych produktów naftowych i 30 proc. waszego gazu przechodzi przez Białoruś" - cytuje dziennik słowa Łukaszenki. "Kommiersant" zaznacza, że "w toku swoich licznych sporów z Europą białoruski prezydent jeszcze nigdy nie uciekał się do szantażu energetycznego". "Co więcej - Łukaszenka jest pierwszym liderem państwa dawnego ZSRR, który odważył się do swoich celów politycznych wykorzystać tranzytowe położenie swojego kraju, przez terytorium którego z Rosji do Unii Europejskiej ciągną się naftowe i gazowe rury" - pisze gazeta. "Kommiersant" podkreśla, że "dotychczas tym unikatowym narzędziem posługiwała się tylko Moskwa, która w ostatnich latach często rozgrywała kartę energetyczną w relacjach z krajami zachodnimi". W ocenie dziennika "groźby, które padły z ust Łukaszenki, rzeczywiście mogą zostać spełnione". "Przez Białoruś przechodzi gazociąg Jamał-Europa i naftociąg "Przyjaźń". Ten drugi - to kluczowy szlak tłoczenia ropy z Rosji do UE" - przypomina "Kommiersant". Zdaniem gazety "zamiar Łukaszenki wykorzystania w konfrontacji z Zachodem starej rosyjskiej broni raczej nie ucieszy władz Rosji".