Białoruś zobowiązała się w tym dokumencie do płacenia rosyjskiemu dostawcy, koncernowi Gazprom, 100 dolarów (76 euro) za każde 1000 metrów sześciennych gazu ziemnego. " znalazł się w opałach" - czytamy w dzienniku "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Zdaniem gazety, prezydent Rosji zastosował wobec swojego najwierniejszego geopolitycznego sojusznika "zasadę maksymalizacji zysku". Powodem są zbliżające się w Rosji wybory - uważa gazeta. "FAZ" wyjaśnia, że Gazprom osiąga zyski tylko za granicą, zaś rosyjskie władze nie chcą podnosić cen gazu dla własnego społeczeństwa, bojąc się reakcji obywateli. W tej sytuacji kolej przyszła na kraje poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw - czytamy. Kreml uważa, że nawet gdyby Łukaszenka chciał dokonać wolty w polityce zagranicznej i otworzyć się na Zachód, ostatni dyktator Europy nie znajdzie tam posłuchu - tłumaczy "FAZ". Rosja nie wierzy w to, że Białorusini zgromadzą się teraz wokół "patrioty" Łukaszenki, a bunt "w ramach systemu" byłby raczej po jej myśli - dodaje gazeta. Rosyjska polityka stawia Łukaszenkę w niewygodnej sytuacji - ocenia "FAZ". Białoruski dyktator nie może już dłużej utrzymywać, że jego polityka gospodarcza, jak pisze dziennik - "rodzaj socjalizmu z epoki kamienia łupanego" - jest cudowną receptą na wzrost gospodarczy. Społeczeństwo białoruskie widzi, że powodziło mu się "w miarę znośnie" dzięki tanim surowcom z Rosji. Tylko demokratyczna opozycja na Białorusi zyskała potwierdzenie swych przewidywań. Stale ostrzegała przed tym, że gospodarka Łukaszenki wytrzyma tylko tak długo, jak długo Rosjanie będą ją wspierać" - pisze "FAZ". Podwyżka cen gazu jest "nauczką" dla Łukaszenki - ocenia "Sueddeutsche Zeitung". Zdaniem gazety Moskwa nie zamierza już dłużej wspierać gospodarki nakazowej na Białorusi. "Nie ma żadnego powodu, by to czynić. Łukaszenka jako polityk, który sfałszował wybory i narusza prawa człowieka, całkowicie odizolował się od Zachodu i stał się całkowicie uzależniony od Rosji. Teraz musi zapłacić za to rachunek" - czytamy. Autor komentarza apeluje do Zachodu, by z większą uwagą śledził wydarzenia w Rosji. "Odbiorcy gazu na Zachodzie muszą wiedzieć, że w razie konieczności Gazprom jest gotów do przeforsowania swoich żądań cenowych z dużą brutalnością" - pisze "SZ". "Tagesspiegel" zwraca uwagę, że kraje europejskie - inaczej niż podczas ubiegłorocznego konfliktu o cenę gazu z Ukrainą - powstrzymywały się tym razem od komentowania rosyjsko- białoruskiego sporu. Jest to zrozumiałe, ponieważ autokratyczny reżym Łukaszenki raczej nie cieszy się sympatią na Zachodzie - zauważa autor. "Można jednak wątpić, czy takie postępowanie jest roztropne. Rosja nie zaprzestanie prób szantażu tylko dlatego, że Europa będzie chowała głowę w piasek. Najbardziej skuteczną polityką przeciwko moskiewskiemu imperializmowi energetycznemu byłoby drastyczne zmniejszenie naszej zależności od dostaw energii" - uważa "Tagesspiegel".