zagłosowało 93,5 proc. (wyborców). Ale powiadają, że to nie jest europejski wskaźnik. Zrobiliśmy więc 86 proc. - oświadczył prezydent na konferencji prasowej dla ukraińskich dziennikarzy. Jak wyjaśnił, z Europy napływały obietnice, że wybory zostaną uznane, jeśli będzie na nich "mniej więcej europejski wskaźnik". - Ale też się nie udało. Obiecali, że uznają, ale nie uznali - narzekał Łukaszenka. Poskarżył się, że Rosja trzyma "na krótkiej smyczy ropy i gazu". - Tak sojusznicy nie powinni robić - dodał. Dał do zrozumienia, że Mińsk może w odwecie za podwyżkę cen rosyjskiego gazu podnieść opłaty za tranzyt i rosyjskie bazy wojskowe na swoim terytorium. - Co roku przez Białoruś przewożą 100 mln ton ładunków z Europy Zachodniej do Rosji i z powrotem. Gdyby brać po 10 dolarów za tonę, to wychodzi miliard - powiedział. Według niego dzisiaj "to jest bezpłatne", tak jak obiekty wojskowe. Prezydent przypomniał też, że białoruskie wojska stanowią trzon zgrupowania wojsk na kierunku zachodnim. Łukaszenka powtórzył, że ceny nośników energii powinny być dla Białorusi ustalone na poziomie cen wewnętrznych w Rosji. - Nieważne, czy to będzie 50 czy 120 dolarów za 1000 metrów sześciennych (gazu), aby tylko były równe warunki gospodarowania - ocenił. Rosja domaga się, by Białoruś płaciła za importowany gaz nawet do 200 dolarów za 1000 metrów sześciennych; taka cena byłaby dramatycznym obciążeniem dla niewydajnej białoruskiej gospodarki. Obecnie Białoruś otrzymuje od Rosji gaz po subsydiowanej cenie 46,68 dolara za 1000 m sześciennych. Łukaszenka przyznał, że bezpieczeństwo energetyczne jest głównym problemem jego kraju. Podkreślił sukcesy Białorusi w gospodarce i ocenił, że są one przede wszystkim efektem stabilności politycznej i niedopuszczenia do lawinowej prywatyzacji. Prezydent uznał, że zasłużył na przydomek Bat'ka (Ojciec) dzięki swojej polityce "nie jakiegoś inteligencika, wywodzącego się z inteligenckiej rodziny, gdzie podają do stołu: tu widelec, tam łyżka, itd.". - Ja się tego nie uczyłem. Ja wyszedłem z narodu, widziałem życie i reagowałem na życie - podkreślił. Łukaszenka powiedział, że określenie "ostatni dyktator w Europie" przylgnęło do niego, bo "może komuś nie podoba się nasz system państwowego zarządzania". - Może w tej "dyktaturze" jest coś dobrego - wskazał prezydent.