, cytowany przez rosyjską agencję ITAR-TASS. W jego opinii wybory jeszcze się nie zaczęły, a opozycja już grozi bojkotem, a zaraz po zamknięciu lokali wyborczych chce zorganizować "drugi Majdan", chociaż jeszcze nie będzie rezultatów. Odniósł się w ten sposób do miejsca protestów pomarańczowej rewolucji w 2004 roku, w wyniku której prezydentem Ukrainy został Wiktor Juszczenko. - Oni (opozycja) muszą jakoś usprawiedliwić się przed sponsorami - zaznaczył Łukaszenka. Podkreślił, że na Białorusi zrobiono wszystko, by proces wyborczy przebiegał w sposób jawny, uczciwy i demokratyczny. Łukaszenka wyraził nadzieję, że nowy białoruski parlament będzie uznawany na arenie międzynarodowej. Jednak nie jest to "cel sam w sobie" - zastrzegł. Łukaszenka poinformował też, że władze zaakceptowały pewne uchybienia w dokumentach kandydatów - tak, by do wyborów dopuścić jak największą liczbę ludzi wywodzących się z różnych ugrupowań. - Przede wszystkim przymykaliśmy oko na uchybienia kandydatów opozycji, żeby nie biegali i nie płakali, że ich nie zarejestrowano - powiedział białoruski prezydent. Dodał, że dotąd akredytowało się ponad 400 zagranicznych obserwatorów, a ich liczba do niedzieli ma wzrosnąć 2,5-krotnie. Jak zaznaczył, władze nie korygowały składu personalnego misji, "choć miały do tego pełne prawo". Na listach wyborczych do 110-miejscowego parlamentu białoruskiego znalazło się ok. 70 kandydatów opozycyjnych. Opozycja uskarża się jednak, że nie dano jej dostępu do komisji wyborczych.