Wymiana prezentów z prezydentem Zimbabwe to kolejna, barwna odsłona podróży Łukaszenki na Bliski Wschód i do Afryki. Swoją wyprawę białoruski dyktator zaczął 25 stycznia i pierwszym krajem, który odwiedził były Zjednoczone Emiraty Arabskie. W międzyczasie media pisały o jego 40-procentowym toaście po zwycięstwie tenisistki Aryny Sabalenki na Australian Open. Potem Łukaszenka udał się do Zimbabwe, gdzie został przywitany ludowymi tańcami i afrykańską muzyką. W trakcie uroczystości prezentował się w tradycyjnym, kwiatowym wieńcu. Prezenty dyktatora: traktor i lew We wtorek 31 stycznia, zarówno na rządowej stronie Białorusi, jak i w telegramowym kanale "Puł Pierwogo" (kanał jest związany z rzeczniczką Łukaszenki) pojawiła się relacja z przekazania prezentów, jakie ofiarowali sobie Alaksandr Łukaszenka i prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa. Afrykański lider otrzymał traktor. Podarunek jest, można powiedzieć, tradycyjny. Łukaszenka ma w zwyczaju obdarowywać swoich politycznych partnerów maszynami rolniczymi. Takie otrzymywał między innymi Władimir Putin. Mnangagwa odwdzięczył się i Łukaszenka dostał wypchanego lwa, który - jak twierdzą służby prasowe dyktatora - trafi do galerii prezentów w mińskim Pałacu Niepodległości. Kolekcje podarunków są typowe dla przywódców reżimów, jedną z najpokaźniejszych posiada Kim Dzong Un w Korei Północnej, a zbiory jeszcze z czasów jego dziadka Kim Ir Sena poddani mogą podziwiać w specjalnym muzeum. Choć podróż Łukaszenki, jego dyplomatyczne starania i ukłony mogą wydawać się zabawne, to warto zwrócić uwagę na najważniejsze i najbardziej wymierne kwestie jego wizyty w Afryce. Można zadać sobie pytanie, po co dyktator pojechał do Zimbabwe? Raczej nie po lwa. Nawet jeżeli Łukaszenka miałby zastanawiającą potrzebę posiadania martwych zwierząt w pałacu, to najpewniej stać go, by sobie takie sprowadzić. Stara prawda życiowa mówi, że kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wielkie pieniądze i omijanie sankcji W tym kontekście warto zwrócić uwagę na przemówienia Łukaszenki w Zimbabwe. W trakcie spotkania z Mnangagwą mówił: "prezydent Zimbabwe jest moim wieloletnim przyjacielem i dlatego w obecności mediów chcę powiedzieć, że współcześni silni próbują zmienić świat. Próbują go ujarzmić i uzyskać korzyści". - Zimbabwe to spiżarnia minerałów, bez których świat nie może istnieć. (...) Amerykanie nałożyli na was sankcje nie dlatego, że nie jesteście demokratami, ale dlatego, że przejęliście kontrolę nad swoim krajem i nie wpuszczacie tu oszustów i wrogów - ciągnął dalej. Łukaszenka zwrócił uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze zachodnie sankcje. Stany Zjednoczone i Unia Europejska nałożyły ograniczenia na Zimbabwe ze względu na korupcję, problemy z praworządnością i nieprzestrzeganie praw człowieka. Druga sprawa to surowce naturalne. W Zimbabwe wydobywa się ich ponad 40, w tym przede wszystkim złoto, grafit, nikiel, chrom i lit. Jeżeli Łukaszence nie zależy na samych surowcach, to z pewnością potrzebuje twardej waluty, które one zapewniają. Zimbabwe chce współpracować. - Współpracujemy, pomagając sobie w praktyczny sposób - stwierdził Mnangagwa podczas wystąpienia z białoruskim dyktatorem. Ta współpraca już trwa i jest bardzo wymierna. 1000 białoruskich traktorów - Przede wszystkim chcę podziękować Amerykanom - stwierdził Łukaszenka w Zimbabwe. - I całemu zachodniemu światu za nałożenie na nas sankcji. W przeciwnym razie nie byłoby tu traktorów białoruskich, ale traktory amerykańskie i niemieckie - ocenił. Nie chodzi tylko o jedną maszynę, którą otrzymał Mnangagwa. Białoruska strona rządowa w oficjalnym komunikacie informuje o dostawie tysiąca maszyn rolniczych, nie tylko traktorów, ale też kombajnów produkowanych w Białorusi. Zatem na Bliskim Wschodzie i w Afryce Łukaszenka szuka rynków zbytu dla białoruskich produktów, których sprzedaż pozwoli na finansowanie jego reżimu. Jak widać na przykładzie Zimbabwe - szuka skutecznie.