Na spotkaniu dotyczącym śledztwa w sprawie zamachu bombowego w mińskim metrze Łukaszenka wyraził zdumienie, że główny podejrzany o dokonanie zamachu mógł niezauważony "po prostu odejść od pracy", zebrać metalowe części i "zajmować się swoimi sprawami, w tym wypróbowywaniem po lasach ładunków wybuchowych". "Należy skończyć z brakiem dyscypliny i rozprzężeniem w przedsiębiorstwach i organizacjach" - zażądał szef państwa, cytowany przez oficjalną agencję BiełTA. Dodał, nawiązując do realiów ZSRR z początku lat 80.: "Mamy doświadczenie czasów Andropowa. Czy to się komuś podoba, czy nie, to mniej więcej w ten sposób powinniśmy każdego zmuszać do pracy". Łukaszenka poruszył również temat wolności słowa. "Doszły mnie informacje, że niektórzy z naszych urzędasów próbują zamknąć ludziom usta. Do tego w żadnym wypadku nie można dopuścić. Człowiek, który odrobił swój czas pracy, ma prawo w określonych miejscach, w domu, jak w prawdziwym państwie demokratycznym, wyrazić swój punkt widzenia i nikt nie ma prawa w tym przeszkadzać" - oznajmił. Za rządów Jurija Andropowa, który był sekretarzem generalnym KC KPZR w latach 1982-84, próbowano zwiększać dyscyplinę pracy radykalnymi metodami. Stosowano obławy w sklepach i kinach, wyłapując ludzi, którzy w tych godzinach powinni być w pracy. Nakładano też wysokie kary za spóźnienia.