Choć skuteczna kontrola internetu wydaje się mało realna, to reżimowe władze Białorusi mają swoje metody. Najmocniej odczuwają je studenci surfujący w uczelnianych sieciach. - Są wyznaczeni ludzie, którzy sprawdzają, czego młodzież szuka w internecie, dlatego wielu boi się wchodzić na niezależne portale informacyjne - mówi RMF Natalia Radina, szefowa niezależnej internetowej agencji informacyjnej. Ale ta kontrola zza pleców to dopiero przygrywka. Opozycja twierdzi, że prezydent Aleksander Łukaszenka kupił w Chinach specjalny system monitoringu sieci. - Te filtry na razie nie są wykorzystywane; nie mamy na ten temat informacji, ale trzeba pamiętać, że zbliżają się wybory - podkreśla Radina. Najgorsza jest jednak kontrola poczty elektronicznej. Radina twierdzi, że na Białorusi w sieci nie istnieje tajemnica korespondencji: