37-letni Louis Jordan zaginął 29 stycznia. Rodzinie opowiedział, że przetrwał, łapiąc ryby gołymi rękami i pijąc deszczówkę. Dryfującego na swojej zdezelowanej żaglówce mężczyznę zauważyła załoga zarejestrowanego w Niemczech tankowca Houston Express. Louisa zabrano na pokład około 320 kilometrów od wybrzeża Północnej Karoliny. Załoga tankowca wezwała Straż Wybrzeża USA. Służby ratunkowe wysłały na miejsce helikopter, a szczęśliwie ocalonego mężczyznę przetransportowano do szpitala w Norfolk w Virginii. Frank Jordan, ojciec żeglarza, powiedział CNN, że nie wie, co doprowadziło do zniszczenia łódki syna. Zapewnił tylko, że Louis czuje się dobrze. Louis przyznał, że nie mógł naprawić żaglówki i wrócić do Południowej Karoliny, skąd wyruszył w ostatnich dniach stycznia. Martwił się każdego dnia, że jego rodzice myślą, że nie żyje. "Tak było. Baliśmy się, że cię straciliśmy" - przyznał Frank Jordan. Ojciec martwił się o swojego syna, ponieważ nie był on doświadczonym żeglarzem. "Wiedziałem, że ma solidną i bezpieczną łódkę, ale nie ma doświadczenia na morzu, nie wie, co zrobić w sytuacjach problemowych". Louis na Oceanie Atlantyckim spędził ponad dwa miesiące, chociaż wypłynął tylko na kilka dni, żeby złowić trochę ryb. Nie wiadomo, co się stało, że zboczył z obranego wcześniej kursu, a jego łódź została uszkodzona. "Zadzwoniłem do niego po paru dniach. Trzymał się blisko wybrzeża. Dlaczego potem znalazł się tak daleko od brzegu? Nie mam pojęcia" - powiedział Frank Jordan. Media nie podały nazwiska kapitana tankowca, którego załoga uratowała Louisa. Frank Jordan miał okazję porozmawiać z nim przez radio. "Jest pan dobrym człowiekiem. Zrobił pan to, co należało zrobić. Jestem panu bardzo wdzięczny, mój syn również" - powiedział Jordan senior. "To była dla nas przyjemność" - odparł kapitan. "Tak właśnie wyobrażam sobie idealny świat. Byłoby wspaniale gdyby każdy postępował w życiu tak jak należy. Bardzo to doceniam" - zakończył Frank Jordan.