Zatlers oświadczył, że gwałtowne antyrządowe zamieszki, do których doszło w nocy z wtorku na środę, świadczą o minimalnym poziomie zaufania do parlamentu. Zaapelował do posłów, by do 31 marca przyjęli poprawki do konstytucji, grożąc, że w przeciwnym razie zainicjuje referendum o rozwiązaniu parlamentu. - Rząd i parlament stracili więź z elektoratem - oznajmił na konferencji prasowej. Łotewska policja zatrzymała w Rydze w nocy z wtorku na środę 126 uczestników antyrządowych wystąpień, podczas których co najmniej 30 ludzi, w tym trzech policjantów, zostało rannych. Demonstranci usiłowali wedrzeć się do budynku parlamentu - policja użyła gazu łzawiącego i pałek przeciwko tłumowi. Do zamieszek doszło po wcześniejszym pokojowym proteście, w których uczestniczyło ponad 10 tysięcy osób. Demonstranci domagali się wcześniejszych wyborów. Była to największa akcja protestacyjna od 1991 roku, kiedy Łotwa odzyskała niepodległość. U podstaw protestu leżała sytuacja gospodarcza kraju. Łotwa była do ubiegłego roku jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek UE w ciągu ostatnich lat, ale kryzys finansowy spowolnił jej napędzaną przez konsumentów koniunkturę. Według prognoz, w tym roku PKB Łotwy spadnie o 5 procent. Z powodu zmniejszających się wpływów do budżetu rząd musiał poprosić o pomoc międzynarodową. Opozycja oskarża o załamanie gospodarcze rząd premiera Ivarsa Godmanisa. W sierpniu odbyło się na Łotwie referendum w sprawie poprawek do konstytucji, które dałaby obywatelom prawo do rozwiązania parlamentu w drodze referendum, ale frekwencja była zbyt niska, aby wynik głosowania był wiążący. Wprawdzie za nowelizacją konstytucji opowiedziało się aż 96,5 proc. głosujących, lecz aby weszła ona w życie, potrzebna jest zgoda ponad połowy spośród 1,5 mln uprawnionych do głosowania, a do urn poszło tylko około 600 tys. Łotyszy.