Cytowany przez agencję BNS szef Departamentu Kontroli Językowej Antons Kursitis jest przekonany, że lepsza ochrona praw ludzi, którzy nie mówią po rosyjsku, mogłaby zapobiec odpływowi siły roboczej z Łotwy. Kursitis zaznaczył, że poprawki do prawa pracy, które weszły w życie w lipcu, nie zezwalają na zamieszczanie w ofertach pracy adnotacji o znajomości konkretnych języków z wyjątkiem przypadków, kiedy język jest niezbędny do wykonywania danej pracy. Zdaniem Kursitisa narastają konflikty związane z nieuzasadnionymi żądaniami znajomości rosyjskiego, bowiem rośnie liczba potencjalnych pracowników, którzy nie znają tego języka. Kursitis skrytykował - jak to określił - "samowystarczalność" rosyjskiego na Łotwie i bezsilność władz w obliczu naruszania zasad obowiązujących w sferze języka. Mniejszość rosyjskojęzyczna stanowi około jednej trzeciej ludności Łotwy zamieszkanej przez nieco ponad 2 mln ludzi. Choć przytłaczająca większość uczestników lutowego referendum w sprawie uznania rosyjskiego za drugi oficjalny język wypowiedziała się przeciwko takiemu rozwiązaniu, to zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy języka rosyjskiego jako państwowego przyznają, że na Łotwie istnieje realna dwujęzyczność. Obie strony oceniają też, że fakt, iż doszło do referendum, świadczy o błędach w polityce wobec mniejszości rosyjskojęzycznej w niepodległej Łotwie. Kursitis wskazał na przypadki, gdy nieznajomość rosyjskiego praktycznie uniemożliwia pracę. Tak dzieje się np. w sektorze usług, toteż młodzi Łotysze są zmuszeni do emigracji w poszukiwaniu pracy, głównie do Wielkiej Brytanii, Irlandii i Niemiec, gdzie mogą wykorzystać umiejętności językowe nabyte w szkole. - W łotewskich szkołach uczniowie zgłębiają angielski i niemiecki, może jeszcze jakiś trzeci język, a w rosyjskich szkołach na Łotwie dzieci uczą się rosyjskiego, łotewskiego i angielskiego i zapotrzebowanie na pracowników ze znajomością takiego zestawu języków jest większa niż tego, który jest nauczany w szkołach łotewskich - powiedział Kursitis.