W połowie marca w stolicy Mongolii, Ułan Bator, rodzice najmłodszej spośród porwanych przez Północną Koreę ofiar, Megumi Yokoty, po raz pierwszy mieli okazję spotkać się z jej córką, a swoją wnuczką, dziś 26-letnią Kim Eun Gyong. Ojcem Kim jest również porwany przez agentów Pjongjangu obywatel Korei Południowej. - To było dla nas niezwykłe wydarzenie i dostarczyło nam dużo radości. - Stało się coś, o czym marzyliśmy od wielu lat - powiedzieli dziadkowie Kim, Shigeru i Sakie Yokota po spotkaniu zaaranżowanym przez ministerstwa spraw zagranicznych Japonii i Korei Północnej. Państwo Yokota nie dopytywali się wnuczki o losy jej matki, doniosła agencja AFP. -Nie chcieliśmy, by spotkanie z Kim miało jakiekolwiek polityczne akcenty. Ona dorastała w Korei Północnej, nie byliśmy pewni, ile mogłaby nam zdradzić - powiedziała Sakie Yokota. Matka Kim, Megumi Yokota została porwana w listopadzie 1977 roku w mieście Niigata na zachodnim wybrzeżu Japonii. Wsadzona na łódź i przewieziona do Korei Północnej, należała do grupy Japończyków, którzy zostali uprowadzeni, by uczyć koreańskich szpiegów języka i obyczajów swojego kraju. W chwili porwania miała 13 lat. Nastolatka była jedną z 17 osób oficjalnie uznanych przez japoński rząd za uprowadzone przez północnokoreański reżim. Jednak pokrzywdzonych może być więcej - wiele przypadków zaginięć w Japonii na przełomie lat 70. i 80. do dziś pozostaje niewyjaśnionych. Ostatnia widniejąca na liście ofiara zniknęła w 1983 roku w Kopenhadze, gdzie uczyła się języka angielskiego. Spośród wszystkich przypadków porwań, sprawa Megumi Yokoty odbiła się w Japonii szczególnie głośnym echem ze względu na młody wiek dziewczyny oraz rozpaczliwe poszukiwania prowadzone przez rodziców. Jej historia została wielokrotnie przedstawiona w filmach dokumentalnych i komiksach manga. Rodziny ofiar przez wiele lat agitowały w sprawie swoich bliskich, zwracając się do rządu z prośbą o pomoc. Dopiero w 1991 roku władze Japonii zaczęły wywierać presję na Pjongjang. W 2002 r. Korea Północna przyznała się do uprowadzenia 13 osób z listy sporządzonej przez Tokio. Ówczesny przywódca reżimu, Kim Dzong Il oświadczył, że osiem z nich poniosło śmierć, w tym Megumi Yokota, która miała popełnić samobójstwo w 1994 roku. Pjongjang wydał wówczas zgodę na powrót pozostałych pięciu Japończyków do ojczyzny. Korea Północna przekazała również Japonii domniemane szczątki Megumi Yokoty, ale badania DNA nie potwierdziły tożsamości ofiary, w związku z czym Tokio nie uznaje jej za zmarłą, podobnie jak nie przyjmuje wyjaśnień w sprawie pozostałych Japończyków, którzy nie wrócili do ojczyzny. Państwo Yokota wciąż mają nadzieję na kontakt z córką. - Pozostajemy przekonani, że Megumi żyje - powiedziała Sakie Yokota po spotkaniu z wnuczką. Sprawa porwań od lat stanowi kluczowy problem na linii Pjongjang - Tokio. Oba państwa nie utrzymują stosunków dyplomatycznych, a po tym, jak w grudniu 2012 roku Korea Północna wystrzeliła rakietę dalekiego zasięgu zdolną przenosić ładunki nuklearne, Japonia zawiesiła również oficjalne rozmowy z reżimem. Obecnie oba kraje łagodzą swoją retorykę i dążą do ocieplenia stosunków, czego wyrazem jest - w ocenie komentatorów - spotkanie w Ułan Bator. Japońskie ministerstwo spraw zagranicznych "uznało to wydarzenie za oznakę pozytywnych zmian i będzie dążyć do wznowienia rozmów rządowych" pomiędzy Japonią a Koreą Północną - doniosła agencja Kyodo. Jak zauważyła telewizja CNN, spotkanie miało miejsce wkrótce po tym, jak Pjongjang dokonał kolejnej "buńczucznej" demonstracji, wystrzeliwując 25 rakiet krótkiego zasięgu w stronę Morza Japońskiego.