Kwestię aborcji regulują obecnie w Wielkiej Brytanii ustanowione w 1990 r. niezwykle liberalne przepisy, pozwalające na usunięcie nawet półrocznego płodu. Głosowanie Izby Gmin nad zaostrzeniem tego prawa odbyło się w ramach dyskusji nad poprawkami do ustawy o sztucznym zapłodnieniu i embriologii. Deputowani odpowiedzieli się za pozostawieniem obecnych przepisów, odrzucając kolejno propozycje skrócenia limitu aborcyjnego do 12, 16, 20 i 22 tygodnia ciąży. Przeciwko wprowadzeniu limitu 22-tygodniowego odpowiedziało się 304 parlamentarzystów, podczas gdy za było 233. Jednak limit 12- tygodniowy odrzuciło aż 393 deputowanych, a poparło go jedynie 71 posłów. Głosowanie poprzedziła trzygodzinna, ożywiona dyskusja. Rzecznicy skrócenia okresu, w którym aborcja jest legalna argumentowali, że dzięki postępowi nauki dzieci urodzone przed 24. tygodniem są dziś w stanie przeżyć. Jednak laburzystowska minister zdrowia Dawn Primarolo oponowała, że szanse na przetrwanie takiego dziecka nie zwiększyły się od 1990 r., gdy ustanowiono obecny limit, i nadal są znikome. Konserwatywny deputowany Edward Leigh przypominał, że Wielka Brytania z około 200 tys. zabiegów aborcyjnych rocznie znajduje się pod tym względem w europejskiej czołówce. - We współczesnej Brytanii, najbardziej niebezpiecznym miejscem, w jakim można się znaleźć jest łono własnej matki - ironizował. Zwolennicy surowszych limitów wskazywali również, że większość europejskich państw dopuszcza usuwanie płodu do 12 lub 13 tygodnia ciąży. Natomiast obrońcy obecnego rozwiązania przekonywali, że skrócenie okresu dopuszczalnej aborcji poskutkowałoby jedynie przesunięciem tych zabiegów do nielegalnego podziemia. Wcześniej we wtorek Izba Gmin postanowiła znieść obowiązek kierowania się przez kliniki leczenia niepłodności wymogiem, aby dziecko poczęte metodą in vitro posiadało ojca. Przepis ten uniemożliwiał posiadanie dziecka parom lesbijskim, oraz dyskryminował samotne matki - twierdzi brytyjski rząd.