Według tego źródła sytuacja na miejscu "jest bardzo płynna" i od algierskich władz nie napłynęły żadne sygnały, że kryzys został zażegnany. Francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało rano, że dwóch Francuzów, którzy byli w grupie zakładników, odzyskało wolność i jest "całych i zdrowych"; nie sprecyzowano, czy wrócili oni do Francji. Minister Manuel Valls oświadczył, że w kompleksie zaatakowanym przez islamistów było "bardzo niewielu" Francuzów. "Mamy kontakt z dwoma spośród nich, którzy wrócili. Jeżeli chodzi o dwóch pozostałych, jeśli w ogóle byli tacy, nie mamy na razie żadnych informacji" - dodał minister w radiu RTL. Zapytany o interwencję algierskich sił, które podjęły próbę odbicia zakładników, odparł wymijająco: "W czasie konfrontacji z terroryzmem, kiedy walczymy wspólnie, apeluję o umiar w krytyce". Dodał, że nie wiadomo, czy operacja się zakończyła, a on sam jest "skrajnie ostrożny" w kwestii analizowania sytuacji w Algierii. Po czwartkowym szturmie algierskich sił specjalnych na kompleks położony w pobliżu granicy z Libią informowano, że zginęło 30 zakładników, w tym kilku obcokrajowców, oraz 11 porywaczy. Los co najmniej 22 cudzoziemskich zakładników jest nieznany. Jeden z francuskich zakładników, cytowany przez agencję Reutera, opowiadał, że przez co najmniej 40 godzin ukrywał się w innym pomieszczeniu niż pozostali obcokrajowcy. Jedzenie dostarczali mu w tajemnicy algierscy koledzy. Algierskich pracowników kompleksu gazowego In Amenas było według różnych źródeł kilkuset. Dyrektor firmy cateringowej, dla której pracowało ok. 150 Algierczyków, twierdzi, że wszyscy jego pracownicy są bezpieczni. Algierczyków trzymano w innym miejscu niż cudzoziemców. W związku z kryzysem Shinzo Abe, premier Japonii, której obywatele są najpewniej więzieni przez dżihadystów, anulował część swej podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Ambasador Algierii w Tokio został w piątek wezwany do japońskiego MSZ. Porywacze, którzy w środę rano zaatakowali kompleks, twierdzą, że w ich rękach było 41 cudzoziemców; według agencji AP pochodzili oni co najmniej z 10 krajów. Wśród zakładników było też kilkuset Algierczyków, ale tamtejsze media twierdzą, że większość z nich uwolniono. Norweski koncern gazowy Statoil, jeden z trzech eksploatujących to pole gazowe (obok algierskiego Sonatracha i brytyjskiego BP), podał, że trzech jego algierskich pracowników było zakładnikami. Ponadto porywacze przetrzymywali dziewięciu Norwegów. Wśród porwanych było też siedmiu Amerykanów, ale tylko dwóch przeżyło szturm algierskich sił specjalnych - podała AP, powołując się na islamistów. Porywacze przetrzymywali też kilku Brytyjczyków, ale dwóch z nich miało zginąć w czasie czwartkowej operacji. Japońskie władze poinformowały o trzech pracownikach, którzy są bezpieczni, i o 14 innych, których los jest nieznany. Była też mowa o zakładnikach z Filipin, Malezji, Francji, Rumunii oraz 36-letnim Irlandczyku, który - jak podały irlandzkie władze - jest wolny i bezpieczny. Cytowany przez Reutera irlandzki inżynier mówił o czterech dżipach, którymi przewożeni byli zakładnicy, wysadzonych w powietrze przez algierskie siły; porywacze zażądali, by umożliwiono im wywiezienie zakładników za granicę. Terroryści twierdzą, że ich atak był reakcją na rozpoczętą 11 stycznia operację francuskich wojsk na północy Mali, kontrolowanej od wiosny przez islamistów.