Przewodniczący Litewskiej Wspólnoty Żydów Simonas Alperaviczius zauważa, że "Litwa jest jedynym państwem Unii Europejskiej, które dotychczas nic nie zrobiło w tej kwestii". "To niepokoi nie tylko litewską wspólnotę Żydów, ale też żydowskie organizacje w Ameryce i Europie" - mówi na łamach dziennika Alperaviczius. Doradca premiera Litwy Vilius Kavaliauskas tłumaczy, że "odpowiednie nowelizacje ustaw potrzebne do zwrotu mienia są już przygotowane i zostaną przedłożone Sejmowi jesienią, tuż po wyborach parlamentarnych", które się odbędą 12 października. - Nie zgłaszamy poprawek teraz, bo nie chcemy, by restytucja żydowskiego mienia stała się elementem kampanii wyborczej - mówi Kavaliauskas. Żydzi natomiast obawiają się, że wybory to jedynie pretekst do zwłoki w rozpoczęciu procesu zwrotu mienia. Dotychczas na Litwie wspólnotom żydowskim zwrócono jedynie dwa budynki w Wilnie, cztery w Kownie i jeden w Kłajpedzie, bowiem tylko w tych miastach odrodziły się wspólnoty, które działały tam przed wojną. Na prowincji Żydów prawie już nie ma i nie ma komu zwracać mienia. Dlatego niezbędna jest nowelizacja ustawodawstwa. Według wstępnych obliczeń, Litwę będzie to kosztowało ok. 174 mln litów (ok. 174 mln złotych). Na liście do zwrotu jest 108 budynków, a własność kolejnych 30 - próbuje się ustalić. - W skali państwa to nie są duże pieniądze, szczególnie jeżeli porównamy to z ceną, jaką płacimy na arenie międzynarodowej za nierozwiązanie tej kwestii - mówi Kavaliauskas. Prawie 90 proc. liczącej przed wojną 220 tys. społeczności żydowskiej na Litwie zginęło w czasie II wojny światowej. Jej depozyty bankowe i kosztowności zostały zrabowane przez hitlerowców. Nieruchomości należące kiedyś do Żydów zostały znacjonalizowane w czasach radzieckich.