Jak pisze Reuters, informację o wystosowaniu prośby do władz w Ankarze o wsparcie "z powietrza, lądu i morza" przekazał anonimowy przedstawiciel libijskiego rządu porozumienia narodowego (GNA) premiera Fajiza as-Saradża. Od 2011 roku Libia jest podzielona między rywalizujące ze sobą frakcje polityczne i wojskowe. Rząd porozumienia narodowego walczy z wojskami generała Haftara, kontrolującymi wschodnią część kraju z centrum administracyjnym w Bengazi. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział wcześniej w czwartek, że jego kraj już w przyszłym miesiącu wyśle wojska do Libii na prośbę rządu w Trypolisie. Podkreślił też, że w walki w Libii zaangażowani są obcy najemnicy, w tym 2 tys. Rosjan z tzw. grupy Wagnera i 5 tys. bojowników z Sudanu. "Czy są zapraszani przez oficjalny rząd? Nie" - wskazał Erdogan. Turecki przywódca odwiedził w środę Tunezję w celu omówienia współpracy w sprawie ewentualnego zawieszenia broni w sąsiedniej Libii i oświadczył w czwartek, że Turcja i Tunezja zgodziły się poprzeć rząd w Trypolisie. Jednak administracja prezydenta Tunezji zakomunikowała tego samego dnia, że kraj ten nigdy nie wstąpi do żadnego sojuszu ani koalicji, co według agencji Reutera jest odpowiedzią na komentarze Erdogana. Niepokój w związku z możliwością wysłania przez Turcję żołnierzy do Libii wyrażała Rosja, która popiera Libijską Armię Narodową (LNA) Haftara, wspieraną m.in. przez Egipt, Jordanię i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Z raportu ekspertów Misji Wsparcia Narodów Zjednoczonych dla Libii (UNSMIL) z września wynika pośrednio, że Turcja wysłała już uzbrojenie dla wojsk rządowych pomimo embarga ONZ na dostawy broni do tego kraju. Turcja i Libia podpisały 27 listopada porozumienie o rozszerzonej współpracy militarnej i w zakresie bezpieczeństwa. Umowa dotyczy również granicy na Morzu Śródziemnym i pomija prawa Grecji oraz Cypru do ich wyłącznych stref ekonomicznych. Umowa została odrzucona przez UE.