"Dziesiątki ludzi zginęły... nie 15, dziesiątki" - powiedział agencji Reutersa mężczyzna, który - jak sam twierdzi - był w centrum tych tragicznych wydarzeń i później pomagał przewozić ofiary do szpitala. Inny świadek, na którego wcześniej powoływała się agencja dpa, powiedział, że widział co najmniej 25 ciał ułożonych przed jego domem. Twierdził także, że żołnierze, którzy strzelali do uczestników pogrzebu, nie byli Libijczykami. "To byli najemnicy z Mali" - powiedział agencji dpa. Informacje z Libii są trudne do zweryfikowania. W przeciwieństwie do Egiptu, czy Tunezji, nie ma tam zagranicznych dziennikarzy. Do demonstracji przeciwko autorytarnym rządom libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego doszło w sobotę w kilku innych miastach, m.in. w portowym ośrodku Misurata. Tłum demonstrantów wznosił tam okrzyki: "Precz z Kadafim". Według arabskiej telewizji al-Dżazira, w trwających od kilku dni zamieszkach w Libii zginęło co najmniej 120 osób. Niszczenie opozycji Według wcześniejszych doniesień, w libijskim Bengazi zginęło w sobotę od kul snajperów co najmniej 25 uczestników pogrzebu 35 ofiar represji rządowych, zabitych w piątek. Libijski przywódca Muammar Kadafi konsekwentnie realizuje zapowiedź, że "zdruzgocze" opozycję. Jak podały źródła szpitalne w Bengazi, głównym ośrodku opozycji wobec utrzymującego się od 42 lat reżimu Kadafiego, wojsko dla zastraszenia ludzi użyło nawet rakiet: jedna z ofiar zginęła, według ekspertów, na których powołuje się agencja AP, od rakiety przeciwlotniczej. Wojsko czekało, aż uczestnicy pogrzebu zaczną opuszczać cmentarz, i wówczas otworzyło ogień do ludzi. Strzelano, aby zabić. Kilkadziesiąt osób odniosło rany. Większość zabitych i rannych ma rany postrzałowe głowy i klatki piersiowej. Szpitale w Bengazi ponawiają co chwila apele o krew. Świadkowie opisują dramatyczne sceny: lekarze prosili ze łzami w oczach osoby, które przywoziły rannych, aby pozostały do pomocy przy ich opatrywaniu. W Bengazi, leżącym tysiąc kilometrów na wschód od stolicy Libii, Trypolisu, demonstracje trwały w sobotę już piąty dzień. Według Human Rights Watch (HRW), w czwartek zginęło tam od kul policji i wojska 20 osób, a w piątek 35. Łączna liczba zabitych w Bengazi, Bajdzie, Adżabii i Darnie oraz w innych miejscach doszła w sobotę do co najmniej stu osób. Według dziennika "Kuryna", zbliżonego do reformisty Saifa al-Islam Kadafiego, jednego z synów dyktatora Libii, wśród zabitych w Bengazi są ludzie, którzy "próbowali atakować" koszary i komisariat policji. Powiesili policjantów Inny dziennik, "Oea", pisze, że tłum powiesił w Bajdzie dwóch policjantów, którzy próbowali rozpędzić demonstrację. W Bajdzie siły porządkowe - według oficjalnych informacji - otrzymały rozkaz opuszczenia miasta w celu uniknięcia konfrontacji z demonstrantami. Miasto, leżące 200 km na wschód od Bengazi, jest otoczone przez wojsko, które kontroluje ruch na rogatkach i drogę na lotnisko. Tymczasem w Trypolisie panował w sobotę spokój. W poprzednich dniach zwolennicy Kadafiego wyszli tłumnie na ulice z portretami przywódcy rewolucji libijskiej. Ostatnie doniesienia z Bengazi mówią o tym, że wojsko i policja znikły z ulic miasta. Nie ma nawet policjantów kierujących ruchem na skrzyżowaniach. Przestał działać internet. Według AP, ludność obawia się, że jest to manewr polegający na tym, aby wydać miasto na pastwę "niekontrolowanych", uzbrojonych sił prorządowych. Według niektórych doniesień, w kierunku Bengazi i innych miast ogarniętych rewoltą na wschodzie Libii zmierzają kolumny elitarnej wojskowej Brygady Chamis, którym towarzyszy wojsko sprawiające wrażenie obcych najemników. Niektórzy świadkowie widzieli "rangersów" mówiących po francusku, w błękitnych mundurach i żółtych hełmach. Prawdopodobnie pochodzą z Tunezji lub obszarów subsaharyjskich.