Tym samym wzrósł bilans ofiar wśród libańskich żołnierzy - od piątku co najmniej 5 zostało zabitych, a 15 rannych. Jak donoszą libańskie źródła bezpieczeństwa, śmierć poniosło lub rannych zostało kilkudziesięciu bojowników z palestyńskiego ugrupowania Fatah al-Islam. O ile w nocy z piątku na sobotę sporadycznie dochodziło do wymiany ognia między Libańczykami a bojownikami z Fatah al-Islam, tak rano nad obozem unosił się gęsty dym, słychać było ostrzał artylerii, pomieszany z odgłosami z broni maszynowej. Przed południem wokół obozu kłębił się czarny dym. Nie ma pewności - jak pisze Associated Press - co do obecnej sytuacji. Wielu dziennikarzy nie dopuszczono do bezpośredniej strefy walk. Tymczasem Fatah al-Islam oświadczyło w sobotę, że bojownicy ani nie poddadzą się libańskiej armii, ani nie oddadzą broni. - Nie ma takiej możliwości, żebyśmy się poddali albo oddali broń, ponieważ tu chodzi o naszą dumę. Nie możemy nawet rozważać poddania się - powiedział Reuterowi przez telefon rzecznik bojowników Abu Salim Taha. W piątek nastąpił najcięższy atak od początku trwającego już dwa tygodnie oblężenia. Według źródeł bezpieczeństwa, libańskie jednostki specjalne zdobyły kilka kluczowych pozycji bojowników i zniszczyły stanowiska snajperów na północnym krańcu Nahr el-Barid. Władze libańskie domagają się bezwarunkowej kapitulacji bojowników. Ciążą na nich oskarżenia o terroryzm, za co w Libanie grozi kara śmierci. Grozi ona 20 ujętym członkom Fatah al-Islam. Oblężenie obozu miało zapobiec ucieczce islamistów. Z obozu, zamieszkanego wcześniej przez 40 tysięcy osób, ponad 25 tys. Palestyńczyków uciekło do mniejszego, pobliskiego obozu Beddawi.