Najbardziej oczywiste ryzyko związane z interwencją w Syrii to riposta tamtejszego reżimu, któremu poparcia udzieliłby z Libanu szyicki Hezbollah. Damaszek obiecał, że jego kraj stanie się "cmentarzem najeźdźców". Co więcej, Iran mógłby wykorzystać walki w Syrii jako testowe pole bitwy, na którym mógłby zweryfikować determinację Stanów Zjednoczonych. Waszyngton ostrzegał bowiem Teheran, że wszelkimi środkami przeciwstawi się jego programowi nuklearnemu - pisze "Le Figaro". Niektórzy eksperci obawiają się też możliwych represji w odniesieniu do sił ONZ w Libanie, gdzie stacjonuje 670 francuskich żołnierzy. Paryski dziennik przypomina też, że Damaszek dysponuje wielkimi ilościami gazów bojowych, które może wykorzystać. Z obawy przed taką reakcją syryjskiego reżimu Izrael rozmieścił na granicy z Syrią baterie obrony antyrakietowej. Jednak większość ekspertów wojskowych uznaje taki rozwój wydarzeń za mało prawdopodobny, zwłaszcza, jeśli akcja wymierzona w Syrię będzie krótka i o niewielkim zasięgu. Jeśli jednak taka operacja się przedłuży, a jej celem stanie się obalenie prezydenta Baszara el-Asada, to może ona przynieść więcej problemów niż rezultatów pozytywnych - ostrzega "Le Figaro". "Należy uniknąć posunięcia się zbyt daleko. Jeśli zniknie Asad, powstanie ryzyko, że zaczną się nawzajem wyrzynać grupy" etniczne czy religijne - mówi w rozmowie z dziennikiem generał Vincent Desportes, specjalista od strategii wojskowej. Kolejne zagrożenie to powtórka ze scenariusza libijskiego, czyli podjęcie operacji polegającej na limitowanych, precyzyjnych uderzeniach, która jednak rozwinie się w poważną interwencję. Łatwiej jest zawsze rozpocząć konflikt, niż go zakończyć, jak ostrzegają wojskowi - pisze "Le Figaro". "Ani Amerykanie, ani Francuzi nie mają teraz odpowiednich środków wojskowych, by prowadzić wojnę inwazyjną" - mówi Desportes. "Le Figaro" przypomina też, że uderzenie w Syrię grozi zdecydowanym pogorszeniem stosunków z Rosją, której współpraca i wsparcie są Zachodowi potrzebne w kontekście nuklearnych zbrojeń Iranu. "Jeśli jednak wierzyć ekspertom, to wszelkie ryzyka związane z interwencją są niczym w porównaniu z brakiem reakcji" na użycie przez reżim Asada broni chemicznej - argumentuje "Le Figaro". Międzynarodowe konwencje i przepisy dotyczące zakazu używania broni masowego rażenia stałyby się martwą literą, a Stany Zjednoczone straciłyby wiarogodność, jako kraj, który jest w stanie rozpiąć nad swoimi sojusznikami ochronny parasol atomowy - konkluduje "Le Figaro". USA: Wybawcy świata czy ciemiężyciele? Jesteś świadkiem ważnych zdarzeń lub ciekawych sytuacji? Masz wyczucie chwili i zmysł reporterski? Zrób zdjęcia i przyślij je do nas! Może to Twoja fotografia zostanie wybrana jako zdjęcie miesiąca