"W Marsylii zdarza nam się przyłapać na gorącym uczynku dilerów, którzy noszą już bransoletkę elektroniczną!" - mówi w rozmowie z "Le Figaro" wysokiej rangi oficer policji, który uważa, że łagodne sankcje nakładane na handlarzy narkotyków nie zdają egzaminu. "Zyski (...) są tak wielkie, że złoczyńcy uważają się za nietykalnych" - dodaje rozmówca francuskiego dziennika. Dwa miliardy euro to równowartość wszystkich pensji, jakie co roku państwo francuskie wypłaca policjantom. Tymczasem przedmieścia kontrolowane są przez dobrze zorganizowane mafie, w tym zagraniczne organizacje przestępcze rodem - między innymi - z Rosji, Włoch, Chin, Afryki, które na dobre zagościły w wielkich miastach - pisze "Le Figaro". Przeciążony wymiar sprawiedliwości reaguje zbyt powoli, by efektywnie walczyć ze zorganizowanymi gangami narkotykowymi, ale stara się wypracować nowatorskie strategie. Jednym z takich pomysłów jest obciążanie sowitym mandatem osób przyłapanych na kupowaniu narkotyków. Policjanci nie liczą już na to, że ich codzienne akcje przeciw dilerom położą kres handlowi narkotykami na dużą skalę, ale jeśli uda im się rozbić jakąś siatkę na stosunkowo niewielkim terenie, uznają to za sukces. "Choćby dlatego, że jest to sygnał dla mieszkańców biednych blokowisk, poddawanych represjom (organizacji przestępczych) i zmuszonych respektować prawo omerty (mafijna zmowa milczenia), że państwo ich nie opuszcza" - mówi w rozmowie z "Le Figaro" przedstawiciel paryskiej policji.