- Choć mieli oni świadomość zagrożenia, to jednak birmańskie media państwowe nie skierowały w odpowiednim czasie do ludności mieszkającej na trasie cyklonu komunikatów ostrzegawczych - powiedziała pani Bush, znana z krytycznego stosunku do rządzącej w Birmie (obecnie używa się też nazwy Myaanmar) od 46 lat junty. Zobacz więcej w INTERIA.TV Małżonka prezydenta USA George'a W.Busha, rzadko zwykle wypowiadająca się w kwestiach międzynarodowych, tym razem wystąpiła z otwartym apelem do członków birmańskiej junty o wpuszczenie do kraju ekip ratowników amerykańskich. Pani Bush ogłosiła przekazanie przez ambasadę USA w Rangunie 250 tys. dolarów natychmiastowej, wstępnej pomocy i zapowiedziała, że "dalsza pomoc wkrótce nadejdzie". Zastrzegła się jednak, że warunkiem jej uruchomienia jest wpuszczenie do Birmy specjalnego zespołu do walki z klęskami żywiołowymi, który musi ocenić sytuację. Podkreśliła, że działania specjalnych grupy amerykańskich ratowników pozwoliłyby zmniejszyć liczbę ofiar w ludziach na spustoszonych przez żywioł obszarach, jednak zauważyła z ubolewaniem, że ze względu na brak zaufania w stosunkach między obydwoma krajami pomoc może nie dotrzeć do potrzebujących. - Obawiam się, że oni w ogóle nie przyjmą pomocy Stanów Zjednoczonych - powiedziała. Pani Bush zapowiedziała też przyznanie we wtorek przywódczyni opozycji birmańskiej, laureatce nagrody Nobla Aung San Suu Kyi jednego z najwyższych odznaczeń amerykańskich. Do poniedziałku gwałtownie rosnący, ale wciąż oficjalnie nie potwierdzony bilans ofiar cyklonu osiągnął poziom ponad 10 tys zabitych i ok. 3 tys. zaginionych. Jednak we wtorek rano państwowa telewizja birmańska podała, że ok. 10 tys. osób zginęło w jednym tylko mieście Bogalaj w delcie rzeki Irawadi, u wybrzeżu Morza Andamańskiego. Dane o ofiarach kataklizmu w Bogalaj pozwalają przypuszczać, że łączna liczba ofiar w całym kraju będzie jeszcze znacznie wyższa. Rzecznik Departamentu Stanu USA Tom Casey poinformował w poniedziałek wieczorem w Waszyngtonie, że amerykański zespół do walki z klęskami "stoi w pogotowiu, gotowy do wyjazdu do Birmy". - O ile wiem, rząd Birmy nie dał im zezwolenia na wjazd do kraju (...) Jak rozumiem, wystąpili o zezwolenie, ale wstępna odpowiedź rządu była, że nie jest on skłonny im go udzielić - powiedział rzecznik.