Poniższe fragmenty pochodzą z książki "Kwiatki błogosławionego Jana Pawła II". Wybrał i opracował Janusz Poniewierski, pomysł i współpraca Jan Turnau. Wydawnictwo Znak, Kraków 2011. * * * Początkowo Karol Wojtyła wcale nie myślał o tym, żeby zostać księdzem. Wydawało mu się, że ma zupełnie inne powołanie - nade wszystko pociągała go literatura i teatr. Chciał być aktorem, a jak mawiał Juliusz Osterwa: "aktor to nie jest błazen, to działacz pełniący swoje posłannictwo". Pamiętam jego pierwsze spotkanie z księciem metropolitą Adamem Stefanem Sapiehą - wspomina ksiądz Edward Zacher, katecheta Karola Wojtyły. - Było to w maju 1938 roku. Metropolita przyjechał do Wadowic na wizytację. Parę dni wcześniej zawołałem Karola i powiedziałem do niego: "Lolek, przygotujesz sobie mowę powitalną, bo przyjeżdża nasz Metropolita". Doskonale pamiętam, że napisał pięknie, a jeszcze ładniej powiedział. Gdy ceremonia się skończyła, Metropolita chwycił mnie za rękę i spytał: - A on co, księdzem będzie? - Niestety nie! - odparłem. - Szkoda, szkoda! Ale dlaczego? - dopytywał się Arcypasterz. - Bo się zakochał w polonistyce. I już nawet wiersze pisze. Chce być aktorem. - Szkoda, wielka szkoda! - raz jeszcze powtórzył Sapieha. Źródło: relacja ks. E. Zachera, w: ks. K. Pielatowski, dz. cyt. * * * Świadkowie z tamtych lat powtarzają, że Karol był dobrym kolegą; choć "podpowiadania i odpisywania nie uznawał, ale był tolerancyjny, gdy ktoś z sąsiadów "zapuszczał oko do jego klasówki"". Kiedy nadszedł dzień egzaminu maturalnego, Kluger siadł tuż za Wojtyłą, choć doskonale wiedział, że Karol nie ma zwyczaju podpowiadać ani podawać ściąg. Dlaczego więc zajął to właśnie miejsce?! Bo miał intuicję. To był egzamin z łaciny: należało przetłumaczyć na język polski odę Horacego. A Jurek tego nie potrafił. Gryzł obsadkę, patrzył w sufit, a czas mijał. Wreszcie - tak, to była ostatnia deska ratunku - zaczął rozpaczliwie wpatrywać się w plecy przyjaciela, niemo błagając go o pomoc. I nagle... Karol powoli przesunął się na bok, odsłaniając kartkę ze swoim tłumaczeniem. Po egzaminie - relacjonuje biograf - Jerzy Kluger podziękował przyjacielowi, który w odpowiedzi tylko uśmiechnął się przekornie. Źródła: G. F. Svidercoschi, dz. cyt.; D. O'Brien, dz. cyt.; relacja Antoniego Bohdanowicza, Wspomnienia kolegi z klasy, w: Młodzieńcze lata Karola Wojtyły. Wspomnienia * * * W relacjach świadków z tamtych lat uderzające jest przede wszystkim ubóstwo księdza Wojtyły. Nie miał nigdy oszczędności w banku, nigdy nawet nie miał żadnych osobistych pieniędzy - pisze autor Świadka nadziei George Weigel. - Praktykował różne formy samodyscypliny i wyrzeczenia. Własność nic dla niego nie znaczyła, może z wyjątkiem ekwipunku narciarskiego i turystycznego, który przyjmował od swoich przyjaciół. Mieczysław Maliński wyrzucił raz starą zardzewiałą brzytwę swojego przyjaciela i jako imieninowy prezent dał mu nową. Był pewien, że gdyby tej starej nie wyrzucił, Wojtyła oddałby komuś i ten upominek, jak robił z większością prezentów. Zawsze nosił starą sutannę i stare buty. Maliński wspomina, że patrząc na niego, można by pomyśleć, że to żebrak, kloszard, nikt. Źródło: G. Weigel, dz. cyt. * * * Następną placówką duszpasterską księdza Wojtyły był Kraków: parafia św. Floriana. To właśnie tutaj narodziło się niekonwencjonalne duszpasterstwo akademickie prowadzone przez księdza, którego studenci nazywali Wujkiem. Zaczęło się od dwóch dziewczyn, Teresy i Zosi. Obie bardzo chciały, żeby u Świętego Floriana powstało duszpasterstwo akademickie. Ale kto ma je prowadzić?! Jak znaleźć księdza: duszpasterza, ojca i przyjaciela? Na te pytania nie znały jeszcze odpowiedzi. I kiedy tak siedziały w kościele po zakończonej właśnie Mszy świętej, zobaczyły nagle księdza Wojtyłę: "Szedł lekko pochylony, tak że niesforny kosmyk włosów opadał mu na czoło. W jego twarzy była jakaś nieobecność, jakby był "w środku", choć widział wszystko, co go otacza". "Ale wówczas - wspomina Zofia Lubertowicz - zafascynowało nas nie tylko to, co emanowało z jego postaci, ale coś prostszego, coś, co kontrastowało w wyglądzie zewnętrznym z sylwetką innych "świeżo upieczonych" księży. Ich wypielęgnowany wygląd, nienaganna fryzura, sutanna "spod igły" i nieskazitelnie, nawet od spodu wyczyszczone buty budziły wątpliwość, czy w takich butach można dotrzeć przez często brudne lub zabłocone ulice do tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Tymczasem idący przez kościół ksiądz miał mocno sfatygowaną sutannę, nawet z dyskretną łatą od dołu, i jeszcze bardziej sfatygowane buty... Te buty powiedziały nam więcej o młodym wikarym niż jego starannie przygotowane kazanie, którego wysłuchałyśmy w najbliższą niedzielę. Spojrzałyśmy na siebie i... już wiedziałyśmy. Mamy akademickiego duszpasterza!" Źródło: Z. Lubertowicz, Buty, w: Zapis drogi. Wspomnienia o nieznanym duszpasterstwie księdza Karola Wojtyły * * * Wujek lubił wycieczki. Zabierał na nie swoich wychowanków, ale też często szedł w góry samotnie. Pewnego razu sam poszedł w góry. Ubrany na sportowo niczym nie różnił się od innych turystów. W trakcie wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej się na uboczu młodej wczasowiczki, by zapytać ją o godzinę, kiedy ta go ubiegła: - Zapomniał pan zegarka, co? Wojtyła był lekko zaskoczony: - Skąd pani wie? - Z doświadczenia - odpowiedziała kobieta. - Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną, który "zapomniał" zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się winko, wieczorem dansing... Wojtyła przerwał: - Ależ, proszę pani, ja jestem księdzem! Wczasowiczka wybuchnęła śmiechem: - No wie pan! Podrywano mnie na różne sposoby, ale "na księdza" to pierwszy raz! Karol Wojtyła uśmiechnął się i zerknął na zegarek nieznajomej. Kiedy odchodził, usłyszał jej szept: - O rany! To chyba rzeczywiście ksiądz. Opowieść apokryficzna, źródło: J. I. Korzeniowski, dz. cyt. * * * Kiedyś pociąg, którym jechał wykładowca KUL-u, ksiądz Karol Wojtyła, spóźnił się. Czekający na egzamin studenci - wobec braku egzaminatora - rozeszli się. Pozostał tylko jeden ksiądz, który nie znał Wojtyły - nie chodził na jego wykłady, a do egzaminu przygotowywał się z pożyczonych notatek. Po dwóch godzinach wpadł niewiele starszy od zdającego, zziajany Wojtyła. Ksiądz-student, ucieszony, że nie będzie zdawał sam, zapytał: - Stary, ty też na egzamin? - Na egzamin - przytaknął ksiądz Wojtyła. - Facet się spóźnia, wszyscy się rozeszli, a ja czekam, bo muszę zdawać dzisiaj - wyjaśnił student. - A co, nie znasz Wojtyły? - zapytał nowo przybyły. - Nie, to podobno nudny facet, nie chodziłem na jego wykłady, mówili, że abstrakcyjne i bardzo trudne - tłumaczył student. Od słowa do słowa rozmowa przekształciła się w... powtórkę materiału. Wojtyła pytał, słuchał i tak jasno tłumaczył zawiłe problemy filozoficzne, że student powiedział w pewnym momencie: - Stary, jaki ty jesteś obkuty! Proszę cię, kiedy przyjdzie ksiądz profesor, nie wchodź przede mną na egzamin, bo po tobie na pewno obleję. Jakież było jego przerażenie, kiedy usłyszał: - Daj indeks, jestem Wojtyła. Ksiądz zdał na czwórkę z plusem - wspomina ówczesna studentka, Krystyna Sajdok - a KUL-owska młodzież, która powtarzała sobie tę opowieść, zapałała do profesora Wojtyły wielką sympatią. Źródło: relacja K. Sajdok, w: Muzeum wspomnień; J. I. Korzeniowski, dz. cyt. * * *