W ubiegłym tygodniu na konferencji w Brukseli szef Rady Europejskiej Charles Michel poinformował, że w efekcie konsultacji z państwami, podtrzymał propozycję mechanizmu powiązania środków unijnych z praworządnością w ramach przyszłego budżetu UE. Oznacza to, że w piątek będzie ona jednym z tematów rozmów szefów rządów i głów państw w Brukseli. Propozycja szefa Rady Europejskiej Zgodnie z propozycją Michela, stroną inicjującą i nadzorującą przebieg procedury stosowanej w razie zagrożenia dla funduszy będzie Komisja Europejska, jednak o ostatecznym zastosowaniu środków dyscyplinujących będą decydowały państwa członkowskie. Jest ona jednak łagodniejsza niż zaproponowana wcześniej przez Komisję Europejską, bo przewiduje, że do decyzji o ewentualnych sankcjach potrzebne będzie zebranie większości kwalifikowanej państw członkowskich. Komisja tymczasem proponowała, by była to tzw. odwrócona większość kwalifikowana, co oznaczałoby konieczność znalezienia odpowiedniej liczby państw nie po to, by przyjąć decyzję, lecz by ją odrzucić. Belg przekonuje jednak, że zaproponował "silne powiązanie między funduszami UE a poszanowaniem rządów prawa". Jak powiedział w zeszłym tygodniu, zaproponuje też państwom członkowskim, by Komisja Europejska i Europejski Trybunał Obrachunkowy składały raporty o naruszeniach rządów prawa, które mają wpływ na wdrożenie budżetu UE, również jeśli chodzi o art. 7 unijnego traktatu. Projekt Michela zakłada, że takie raporty - w sprawie poszanowania praworządności i ryzyka wpływu na prawidłowe wykonanie budżetu UE - miałyby być składane corocznie. Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że ten zapis może wzbudzić opór części stolic unijnych. Szefowa KE: Mechanizm nie jest skierowany przeciwko konkretnym krajom Sprawą otwartą pozostaje, w jakich sytuacjach w UE ten mechanizm miałby być uruchamiany. Na początku lipca szefowa KE Ursula von der Leyen informowała, że mechanizm uzależnienia wypłaty środków unijnych od poszanowania rządów prawa ma chronić UE przed niewłaściwym wykorzystaniem funduszy unijnych, jest w interesie całej "27" i nie jest skierowany przeciwko konkretnym krajom. Oceniła, że mechanizm jest do zaakceptowania dla wszystkich państw członkowskich. "Chcemy, żeby w przypadku, gdy fundusze UE są wykorzystywane w niewłaściwy sposób, istniał mechanizm, dzięki któremu możemy być pewni, że w interesie 27 krajów UE jesteśmy w stanie chronić je przed takimi sytuacjami i im zapobiegać" - powiedziała. Podkreśliła, że z tego powodu propozycja ta musi stanowić "zasadniczą" część przyszłych ram finansowych UE. Polska przeciwna powiązaniu wielkości funduszy UE z praworządnością Projekt wzbudza jednak kontrowersje, nie tylko wśród krajów UE, ale również wśród unijnych instytucji. Wątpliwości w sprawie konstrukcji mechanizmu wyrażali przedstawiciele Rady Europejskiej, a także Europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Podobnie jak część krajów unijnych, w tym Polska, wskazywali oni na problem braku kryteriów oceny praworządności. W lutym br. wysoki rangą urzędnik unijny powiedział dziennikarzom, że powiązanie dostępu do środków unijnych z przestrzeganiem praworządności, czyli tzw. warunkowość, to mechanizm, który ma chronić przede wszystkim budżet unijny, a nie rządy prawa. Podkreślił, że chodzi o prawidłowe korzystanie ze środków unijnych. "Jest sporo niezrozumienia na temat tego, czym ma być warunkowość dotycząca praworządności w przyszłym budżecie UE. Ideą tej propozycji, co bardzo ważne, jest ochrona budżetu UE, a nie praworządności. (...) Chodzi o prawidłowe korzystanie ze środków unijnych, o prawidłową realizację budżetu" - powiedział. Zaznaczył, że ta propozycja "nie ma być substytutem dla artykułu 7 traktatu (o UE)". W maju szef polskiego MSZ Jacek Czaputowicz powiedział, że Polska jest przeciwna powiązaniu wielkości funduszy UE z praworządnością, bo nie można ustanowić obiektywnych kryteriów takiego mechanizmu. "My jesteśmy przeciwni powiązaniu funduszy, wielkości tych funduszy z kwestią praworządności, ale nie dlatego, że nie uważamy, że praworządność nie jest ważna, tylko dlatego, że nie można ustanowić obiektywnych kryteriów" - mówił. Z Brukseli Łukasz Osiński