Liderzy organizacji zrzeszającej PKK i inne grupy rebelianckie poinformowali, że decyzję podjęto w odpowiedzi na apele z Turcji i spoza jej granic. Bojownicy mają unikać działań, które mogłyby uniemożliwić przeprowadzenie "sprawiedliwych wyborów" 1 listopada - czytamy w komunikacie.Pojawił się on kilka godzin po dwóch eksplozjach przed dworcem kolejowym w Ankarze, w których zginęło 86 osób, a 186 zostało rannych. Według władz był to atak terrorystyczny. Do zamachu doszło tuż przed początkiem demonstracji, w której miały wziąć setki działaczy prokurdyjskich i lewicowych. "Nasza organizacja postanowiła, że nasze siły rebelianckie będą nieaktywne, jeśli nie będzie dochodziło do ataków na naszych ludzi lub siły" - czytamy w komunikacie PKK. Tymczasowe zawieszenie broni kilka dni temu zapowiadał w prasie jeden z dowódców PKK. Wicepremier Turcji Yalcin Akdogan skrytykował oczekiwany rozejm i nazwał go krokiem taktycznymi przed wyborami. Powtórzył, że bojownicy powinni złożyć broń i opuścić Turcję. 24 lipca Ankara rozpoczęła "wojnę z terroryzmem" skierowaną przeciw kurdyjskim rebeliantom i dżihadystom z Państwa Islamskiego (IS). Była to odpowiedź na zamach samobójczy w nadgranicznym Suruc, w którym zginęło 33 młodych działaczy lewicowych popierających sprawę kurdyjską. Zdaniem władz tureckich zamach był najprawdopodobniej dziełem IS. Po zamachu wybuchły demonstracje antyrządowe na kurdyjskim południowym wschodzie i w Ankarze. Wielu Kurdów, ale też zwolenników opozycji, oskarżało władze, że wspierają IS w Syrii, by zapobiec zbytniemu wzmocnieniu się walczących tam z dżihadystami Kurdów. Następnie doszło do wznowienia walk między siłami tureckimi a bojownikami z PKK. Bojownicy zwiększyli liczbę ataków na tureckie siły bezpieczeństwa, a te odpowiedziały atakami na kurdyjskie obozy, także w północnym Iraku. Zginęło ponad 150 policjantów i żołnierzy. Eskalacja konfliktu między siłami rządowymi w Turcji a PKK doprowadziła do zerwania przed dwoma miesiącami rozmów pokojowych prowadzonych od końca 2012 r. Szacuje się, że od 1984 roku konflikt kurdyjsko-turecki pociągnął za sobą ok. 40 tys. ofiar śmiertelnych. Rząd w Ankarze oskarża PKK o to, że wykorzystał 2,5-letni rozejm, by zgromadzić broń. Z kolei opozycja uważa, że rząd zakończył proces pokojowy, gdyż w czerwcowych wyborach partia prokurdyjska zdobyła wystarczającą liczbę głosów, by wejść do parlamentu i pozbawić AKP większości, którą dysponowała od 2002 roku. Tureckie władze wprowadzały ostatnio godziny policyjne na południowym wschodzie, ale próby przeniesienia punktów wyborczych z dala od miejsc konfliktu - co potencjalnie mogłoby utrudnić mieszkańcom oddanie głosu - zostały zablokowane przez komisję wyborczą.