62-letni dziś wrocławianin w rozmowie z PAP wrócił pamięcią do lipcowych dni 1975 roku: "Kierownikiem ekspedycji, która liczyła chyba 14 osób, był Janusz Fereński. Byliśmy bardzo podekscytowani nie tylko samym wyjazdem w Karakorum, ale przede wszystkim tym, że wcześniej żaden Polak nie zdołał wspiąć się na wysokość powyżej 8000 m. Poza tym Broad Peak Middle był wtedy dziewiczym wierzchołkiem, drugim co do wysokości i wybitności potężnego masywu wznoszącego się na południowy wschód od K2 (8611 m). Uważany on jest za najbardziej samodzielny w grupie tzw. bocznych ośmiotysięczników, oprócz szeroko znanej czternastki głównych szczytów tworzących Koronę Himalajów i Karakorum. Zasadniczy atak rozpoczęliśmy w nocy 27 lipca z obozu trzeciego na 7100 m. Były dwa trzyosobowe zespoły: oprócz mnie Kazimierz Głazek, Marek Kęsicki, Bohdan Nowaczyk, Andrzej Sikorski i Roman Bebak, który zawrócił z przełęczy na 7900 m do +trójki+. Wysokość około 800 m pokonywaliśmy kilkanaście godzin. Od przełęczy asekurowaliśmy się przy pomocy liny, gdyż było bardzo stromo. Albo zmiótł go wiatr, albo spadł w przepaść Na wierzchołku, o powierzchni kilku metrów kwadratowych, byliśmy w piątkę późnym popołudniem, i to krótko. Ostatnie metry pokonywaliśmy w załamującej się pogodzie - padał śnieg, wiatr się wzmagał, widoczność była prawie zerowa. O zmroku zeszliśmy prawie do przełęczy na 7950 m. Potem był 40-metrowy zjazd przy użyciu liny. Za mną powinien zjeżdżać Nowaczyk, ale... nie było jego, ani liny. Co się stało, do dziś nie wiem. Albo zmiótł go wiatr, albo spadł w przepaść. Od strony chińskiej jest to pionowa ściana. Ma ponad 2000 m. Mimo że nie mieliśmy namiotów, żadnych napojów i jedzenia, postanowiliśmy we czwórkę przeczekać do rana. Na szczęście wielkiego mrozu nie było, jedynie 15-20 stopni, chociaż przy wietrze odczuwalna temperatura była niższa. W poszukiwaniach nie natrafiliśmy na żaden ślad Bohdana. Dodam, że wówczas nie było możliwości, abyśmy otrzymywali prognozy pogody. Do bazy (4900 m) raz na trzy tygodnie docierał wynajęty biegacz pocztowy z miejscowości Skardu, przynosząc listy. My pokonywaliśmy ten odcinek w dwa tygodnie, a "posłaniec" w trzy, ale tam i z powrotem. W południe zaczęliśmy pojedynczo schodzić, 50 m niżej. Ja szedłem na końcu. Ku mojemu zaskoczeniu minął mnie w milczeniu, powracający na przełęcz, Sikorski. Nie powiedział mi, jak się później okazało, że zobaczył krew na skale i wrócił w górę by ochłonąć. W przepaść spadł Kęsicki. I znowu zastała nas noc. "Andrzej już nie żył. Nie poczekał na nas" Następnego dnia kontynuowaliśmy schodzenie. Głazek, ja, za mną, a precyzyjniej nade mną, był Sikorski. Zrobiła się piękna pogoda, świeciło słońce. Nagle spostrzegłem, że poniżej ktoś leżał na śniegu. Kto? Sikorski. Na pierwszy rzut oka nie zobaczyłem żadnych obrażeń. Wydawało mi się, że jeszcze żył. Odruchowo przystąpiłem do reanimacji, zaś Głazek ruszył do obozu trzeciego po pomoc. Ale to tylko tak mi się wydawało... Andrzej już nie żył. Nie poczekał na nas. Odszedł wcześniej. Przykryłem go śniegiem, jakbym trumnę zamknął. 30 lat po tej tragedii na Broad Peak "głupią" śmierć poniósł profesor matematyki Kazimierz Głazek. Wykładał w wielu uczelniach w kraju i za granicą, opublikował ponad 60 prac naukowych i dydaktycznych. 25 września 2005 roku utonął w hotelowym basenie w Tunezji" - wspomniał Kuliś. Były prezes Klubu Wysokogórskiego we Wrocławiu przyznał, że utrata trzech kolegów nie wypaliła w nim górskiej miłości. Wspinał się nadal, mimo kolejnych dramatów. W Himalajach pozostali na zawsze inni jego koledzy, m.in. z podstawowego składu narodowej wyprawy na Mount Everest (8850 m) w 1980 roku: Andrzej Czok, Eugeniusz Chrobak, Zygmunt Heinrich, Jerzy Kukuczka, Wojciech Wróż. Ostatnim w karierze Kulisia ośmiotysięcznikiem była Góra Ducha - Manaslu (8156 m) w 1986 roku. Teraz przeżywa wyprawę Polskiego Związku Alpinizmu pod kierunkiem Krzysztofa Wielickiego. 5 marca po raz pierwszy w historii cztery osoby stanęły zimą na ośmiotysięczniku. Na niezdobyty dotychczas o tej porze roku Broad Peak wspięli się: 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa), 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków), 33-letni Artur Małek (KW Katowic) i 58-letni Maciej Berbeka (KW Zakopane). Kowalskiego i Berbekę zabrał Szeroki Szczyt. "Nigdy nie poznamy prawdy o ostatnich godzinach życia Maćka i Tomka" - Z pewnością nigdy nie poznamy prawdy o ostatnich godzinach życia Maćka i Tomka. Na podstawie tych wiadomości, które do mnie dotarły, jak również znajomości tego obszaru, mogę przypuszczać, że Berbeka spadł ze ściany lub wpadł w szczelinę, natomiast osłabiony Kowalski, zmagający się z chorobą wysokościową i załamaniem psychicznym, zasnął ze zmęczenia. Szanse na odnalezienie ich ciał są znikome, zwłaszcza, że przeważnie w maju są duże opady śniegu - uważa Kuliś, który od dziecka był "niespokojną duszą" i ciągle czegoś szukał. Mając Odrę prawie pod domem, próbował żeglować na Omedze, a potem na Mazurach - na Finnie, Latającym Holendrze. Gdy był uczniem Szkoły Podstawowej nr 18 trener wioślarstwa szukał sterników i znalazł... Kulisia. Z kolei nauczycielka fizyki inicjowała wycieczki w Karkonosze. W Technikum Budowy Silników Lotniczych został skutecznie zniechęcony do latania. - Na kursie pilota szybowcowego ciągnąłem po lotnisku szybowce z hangaru i miałem tego dość. Po jakimś czasie wznosiłem się +do nieba+ na paralotni, m.in. z Nosala - zaznaczył. Studiując na Politechnice Wrocławskiej, ukończył wydział budowy statków śródlądowych. Jego podróżnicze zapędy statkami ograniczyły się do przejazdu promem do Szwecji. - Po pierwszym roku Komisja Turystyki Almaturu rozdzielała skierowania na obozy. Nikt nie chciał Morskiego Oka, więc namówiłem dwóch kolegów. Od ludzi pożyczyliśmy haki, liny i wspinaliśmy się. Mając już licencję taternika zostałem członkiem wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego. Na początku lat 70. wyjechałem na wyprawę w Pamir, której kierownikiem był Jerzy Milewski, późniejszy szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, minister stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy, pełniący też obowiązki ministra obrony narodowej. Weszliśmy wtedy na Pik Moskwa (6785 m), ale na Pik Komunizma (7495 m) już nie daliśmy rady. Do powrotu wezwała nas polska ambasada, do której doszła informacja, że ktoś z Polski szwęda się w Pamirze - przypomniał. Jak podkreślił Kuliś, wtedy utwierdził się w przekonaniu, że górska wspinaczka to jest to, czego szukał - nieświadomie, próbując w życiu wszystkiego, co się tylko dało. Kiedy zakończył karierę alpinisty, powrócił do korzeni. "Strzelectwo jest nową-starą pasją, bo strzelałem już jako uczeń szkoły podstawowej".