W ramach trzydniowych manewrów pod kryptonimem "Bastion 2009" zaplanowano m.in. symulację niepokojów społecznych. Jak bowiem wyjaśnili cytowani w czwartek przez kubańskie media dowódcy, korzystając z kryzysu gospodarczego siły USA mogłyby przed inwazją sprowokować na Kubie zamieszki. Od kiedy urząd prezydenta USA objął Barack Obama, stosunki kubańsko-amerykańskie wyraźnie się ociepliły. Jego administracja złagodziła m.in. wprowadzoną 47 lat temu blokadę gospodarczą karaibskiej wyspy, wprowadziła ułatwienia w podróżach kubańskich imigrantów z USA na Kubę oraz zezwoliła im na transfery pieniędzy dla rodzin zamieszkałych na Kubie. W ubiegłym tygodniu w odpowiedzi na pytania przesłane przez kubańską opozycjonistkę Yoani Sanchez Obama podkreślił, że "USA nie zamierzają używać przeciwko Kubie siły". Komunistyczne władze Kuby kilkakrotnie przyznawały w ostatnim czasie, że nowy gospodarz Białego Domu jest w stosunku do Hawany mniej agresywny, niż jego poprzednicy. Mimo to, oficjalne media kubańskie wskazują, że nadal istnieje realne zagrożenie agresją wojskową ze strony USA. - W obecnej sytuacji polityczno-wojskowej, która charakteryzuje konfrontację pomiędzy Kubą a imperium, "Bastion 2009" to konieczność - podała w czwartek rozgłośnia radiowa "Rebelde". Według dziennika "Granma", będzie to największa mobilizacja kubańskiego wojska od ponad pięciu lat. Są to również pierwsze manewry od czasu, gdy w lutym 2008 r. na stanowisku prezydenta wyspy ojca rewolucji kubańskiej Fidela Castro zastąpił jego młodszy brat Raul.