Dziś wieczorem (w czwartek nad ranem czasu polskiego) w ambasadzie RP w Waszyngtonie odbędzie się wieczór poświęcony pamięci "pierwszego polskiego żołnierza w NATO" z udziałem prominentnych osobistości politycznych, m.in. byłego doradcy prezydenta Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniewa Brzezińskiego. Mszę odprawił i homilię nad spowitą w biało-czerwoną flagę urną z prochami pułkownika wygłosił ks. Klemens Dąbrowski. Na urnie spoczywała czapka-rogatywka z trzema gwiazdkami. Pamięć pułkownika uczcili w przemówieniach jego przyjaciel z dzieciństwa Roman Barszcz i były minister obrony narodowej RP Jan Parys. Podkreślili w nich m.in. niezrozumienie w niektórych kręgach w Polsce działalności Kuklińskiego, który będąc oficerem Sztabu Generalnego LWP przekazywał do USA tajemnice wojskowe Układu Warszawskiego. Przypominając, jak doszło w latach 70. do nawiązania przez Kuklińskiego współpracy z CIA, Roman Barszcz powiedział: Ryszardowi nie chodziło o zwycięstwo Ameryki. Nie chodziło mu nawet o wolność Polski, o której wtedy nikt nie myślał. Chodziło tylko o pokrzyżowanie szaleńczych wojennych planów ZSRR, których Polska byłaby pierwsza ofiarą. - Autorzy masakry na Wybrzeżu, autorzy stanu wojennego, zarzucają dziś pułkownikowi nielojalność. Jest to zarzut śmieszny. Nie obowiązywała go lojalność wobec radzieckich planów ani wobec ubranych w polskie mundury wasali radzieckich marszałków - dodał Barszcz. - To nie pułkownik Kukliński został zwerbowany przez Amerykanów. To on zwerbował Amerykę do pomocy Polsce - powiedział prezes waszyngtońskiego oddziału Kongresu Polonii Amerykańskiej, Tadeusz Mirecki. Parys podzielił się osobistymi wspomnieniami ze swych kontaktów z Kuklińskim, podkreślając, że był on człowiekiem niezwykle skromnym, dla którego "uścisk dłoni Jana Pawła II był ważniejszy od odznaczeń". Powiedział też, że Kukliński "nie mógł zrozumieć pokrętnej polityki, prowadzonej przez rządy w Warszawie (po 1989 r. )", które powinny - zdaniem Parysa - wykorzystać go jako stratega w sprawach obronności. - Czasem słyszy się głosy kwestionujące to, co pułkownik Kukliński zrobił. Myślę, że los jego synów jest najlepszym dowodem na to, jak wielkie straty zadał wrogom wolności - powiedział były minister. Obaj synowie pułkownika zmarli w USA śmiercią tragiczną w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Hołd zmarłemu złożyli w czasie mszy także weterani z amerykańskiej organizacji kombatanckiej Polish Legion of America: John Siennicki i Eugene Pawlikowski. Pogrzeb pułkownika odbędzie się na cmentarzu na Powązkach w Warszawie w dniach 18-25 kwietnia (dokładnej daty jeszcze nie ustalono). Skremowane szczątki zmarłego zostaną pochowane w Alei Zasłużonych. Burmistrz Zakopanego - miasta, którego Kukliński był honorowym obywatelem - ofiarował granit tatrzański na pomnik na jego grobie. *** Dlaczego Amerykanie nie powiedzieli "Solidarności" o planach wprowadzenia stanu wojennego w Polsce? To pytanie powraca przy okazji uroczystości w Waszyngtonie, poświęconych pamięci pułkownika. Płk Kukliński był oficerem Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego, współpracował z CIA, przekazując na Zachód tajemnice Układu Warszawskiego. Amerykanie mówią, że był ich najcenniejszym szpiegiem w komunistycznej części Europy. Sam Kukliński mówił, że agentem CIA został z pobudek antykomunistycznych i w poczuciu zagrożenia. Przy okazji uroczystości w Waszyngtonie, jak bumerang powraca pytanie: dlaczego Amerykanie nie powiedzieli "Solidarności" o planach wprowadzenia w Polsce stanu wojennego w grudniu 1981 roku. Waszyngtoński korespondent RMF Grzegorz Jasiński zapytał o to Fritza Ermatha, byłego analityka CIA i Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA: - Sam się nad tym wielokrotnie zastanawiałem. Uważam, że przede wszystkim Kukliński sam o tym nie mógł powiedzieć, gdyż skazałby się tym samym na natychmiastową śmierć. Myślę jednak, że wierzył, że administracja Reagana ostrzeże "Solidarność". Wojskowi analitycy w CIA, którzy zajmowali się raportami Kuklińskiego, byli przekonani, że ma rację, ostrzegając przed stanem wojennym. Jednak nie wierzyli w to eksperci do spraw politycznych; byli przekonani że wprowadzenia stanu wojennego da się uniknąć poprzez jakiś kompromis. Tym samym politycy w Białym Domu, w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Departamencie Stanu nie mieli jasnego obrazu sytuacji - mówi Ermath. Jego zdaniem była to kolejna porażka amerykańskiego wywiadu. Dodaje jednak, że być może dzięki temu nie doszło do wybuchu globalnej wojny. - Gdyby w 1981 roku doszło do konfrontacji wokół Polski między Zachodem a Wschodem, mogłaby ona zdecydowanie opóźnić dojście do władzy Gorbaczowa, pieriestrojkę, koniec zimnej wojny, a także wolność dla Polski - mówi.