- W Szarm el-Szejk jest takie miejsce, Naema Bay, gdzie znajdują się bary, puby, kawiarnie - opowiada Jacek Mikuś - Tam jest najwięcej turystów. Wczoraj wieczorem wybrałem się tam na piwko. Ulica znajduje się jakieś 500 metrów od Hotelu Ghazala. Koło 1 w nocy usłyszałem pierwszy huk. Myślałem, że to ognie sztuczne - słychać było taki charakterystyczny świst. Potem ktoś wrzasnął: Bomba! Ludzie zaczęli piszczeć i krzyczeć. - Gdy usłyszałem drugą eksplozję wiedziałem już, że to wybuchają bomby. Z okien wyleciały szyby, ludzie zaczęli uciekać w panice - biegali po stołach, krzyczeli, deptali po sobie, każdy biegł w inną stronę - relacjonuje Mikuś. - Przestraszyłem się, jak wszyscy. Chciałem się gdzieś ukryć. Pobiegłem na plażę, bo pomyślałem, że tam będzie najbezpieczniej, żaden terrorysta nie zdetonuje przecież bomby na plaży. Zobaczyłem ogromną kulę ognia. Bardzo się bałem. Przeleżałem na jakimś leżaku pół godziny. Gdy się uciszyło znalazłem taksówkę i wróciłem do hotelu. Mieszkam jakieś 5 km od miejsc wybuchów. - Rano wziąłem aparat i chciałem wrócić w okolice Naema Bay i Hotelu Ghazala. Musiałem przekupić taksówkarza, aby mnie tam zawiózł. Zrobiłem zdjęcia, inni turyści tez dokumentowali wydarzenia. Dopiero potem wojsko odcięło całe centrum. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Masakra. Poskręcane karoserie samochodów, zawalone budynki. Na drzewach resztki ubrań - spalony pasek, podarte spodnie, w kieszeni jeszcze jakieś drobiazgi. Wokół porozrzucane leżaki. I krew. Mnóstwo krwi. - Wszystko jest teraz sparaliżowane. Ludzie siedzą w hotelu, nie chcą wychodzić. Tu czują się najbezpieczniej. Część chce wracać, ale z tego, co nam mówią, samoloty nie latają. Inni boją się, że samolot też wybuchnie i boją się powrotu. Fotoreportaż z Szarm el-Szejk