- Jest realny problem z mandatem politycznym i reprezentatywnością na takich spotkaniach - zaznaczył Dowgielewicz, który wziął udział w posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych i ds. europejskich "27" w Brukseli. Chodzi o takie spotkania, jak antykryzysowy szczyt G20, czyli państw rozwiniętych i tzw. wschodzących gospodarek, który odbędzie się 2 kwietnia w Londynie. Podczas posiedzenia - jak ujawnili dyplomaci - poza Polską także Finlandia, Szwecja, Belgia, Luksemburg i Portugalia podniosły problem, kto w imieniu UE wypowiada się na takich spotkaniach - i na jakiej podstawie. Dowgielewicz powiedział, że zdaniem polskich władz tam, gdzie są kompetencje wspólnotowe (np. handel międzynarodowy), w imieniu UE powinna zabierać głos Komisja Europejska. Natomiast tam, gdzie takich kompetencji nie ma - kraj sprawujący obecnie przewodnictwo w Unii Europejskiej na podstawie mandatu udzielonego przez kraje członkowskie. - Nie może być tak, że ktoś jeździ bez mandatu - argumentował. Wiceminister powiedział, że czeskie przewodnictwo zgodziło się z argumentacją szóstki krajów i zapowiedziało prace nad przygotowaniem jednolitego, unijnego mandatu na szczyt 2 kwietnia w Londynie. Na ten szczyt nie został dotąd zaproszony żaden przedstawiciel krajów Europy Środkowo-Wschodniej (poza premierem Czech Mirkiem Topolankiem, który będzie reprezentował czeskie przewodnictwo w UE). W niedzielę z inicjatywy Niemiec w Berlinie odbył się szczyt państw UE przygotowujący spotkanie 2 kwietnia. Kanclerz Angela Merkel gościła przywódców i ministrów finansów Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Holandii, Hiszpanii, Luksemburga i Czech oraz szefów Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Londyńskie spotkanie ma być kontynuacją listopadowego szczytu finansowego w Waszyngtonie. Przyjęto tam 47-punktowy plan działań w kierunku poddania "regulacji lub stosownemu nadzorowi" wszystkich "rynków finansowych, produktów finansowych i uczestników rynku finansowego". Skład "unijnej" delegacji na listopadowe spotkanie wywołał kontrowersje w Hiszpanii (ósma co do wielkości gospodarka świata), która poczuła się pominięta w podejmowaniu decyzji o światowych finansach. Ostatecznie, po intensywnych naleganiach rządu w Madrycie, prezydent sprawującej wówczas unijne przewodnictwo Francji Nicolas Sarkozy odstąpił jedno z dwóch miejsc przewidzianych dla jego kraju premierowi Jose Rodriguezowi Zapatero. Teraz Hiszpania uważa, że ma już zagwarantowane miejsce w G20, więc w poniedziałkowej dyskusji na temat składu delegacji UE do Londynu nie zabierała głosu.