We wtorek wieczorem przez ponad trzy godziny przywódcy unijnej "28" rozmawiali o tym, jak powinien wyglądać proces wyboru osób na najwyższe unijne stanowiska. W ostatnich dniach w Brukseli najwięcej emocji budzi to, kto ma zostać nowym szefem KE. Przyczyną jest gorący okres powyborczy, w którym liderzy największych grup politycznych w PE starają się, aby to europarlament odgrywał największą rolę w wyborze przyszłego przewodniczącego unijnej egzekutywy. Tak też było przed szczytem, gdy we wtorek rano większość liderów frakcji opowiedziała się we wspólnej deklaracji za tym, by wybór szefa KE nastąpił spośród kandydatów wybranych przez te frakcje. Chodzi o tzw. kandydatów wiodących (spitzenkandidaten). Treść tej deklaracji przedstawił przywódcom wieczorem szef PE Antonio Tajani. Tusk na konferencji po szczycie przypomniał jednak zapisy traktatowe. "Traktat unijny mówi jasno, że Rada Europejska powinna zaproponować, a Parlament Europejski wybrać (szefa KE - PAP). Dlatego przyszły szef KE musi mieć poparcie obu instytucji" - podkreślił przypominając, że kandydat musi uzyskać większość kwalifikowaną w Radzie i większość w PE. Mówiąc o tym nie wykluczył jednak z wyścigu o fotel szefa KE kandydatów wiodących. "To, że ktoś jest kandydatem wiodącym, go nie dyskwalifikuje. Wręcz przeciwnie. To może zwiększyć szanse takiej osoby" - zaznaczył. Rozmowy z PE Jego zdaniem receptą na to, żeby proces wyboru przebiegał sprawnie, mają być konsultacje. Zapowiedział więc rozpoczęcie rozmów z Parlamentem Europejskim ws. wyboru przyszłego szefa KE. Powiedział, że zamierza spotkać się z konferencją przewodniczących PE, w skład której wchodzi szef PE i liderzy frakcji, "wtedy, gdy będą gotowi". Jednocześnie, jak dodał, zamierza kontynuować konsultacje z przywódcami unijnymi ws. obsadzania także innych najwyższych stanowisk - szefa Rady Europejskiej, szefa unijnej dyplomacji i szefa Europejskiego Banku Centralnego. Tusk ma nadzieję, że dzięki temu uda się znaleźć odpowiednie osoby na te stanowiska w czerwcu. Nie dyskutowano nazwisk Jak podkreślił na konferencji, podczas wtorkowego nieformalnego szczytu przywódcy nie dyskutowali o konkretnych nazwiskach. Takie rozmowy toczyły się jednak w kuluarach. Wśród potencjalnych kandydatów na szczycie wymieniani byli m.in. główny unijny negocjator brexitu Francuz Michel Barnier, kandydat wiodący Europejskiej Partii Ludowej Niemiec Manfred Weber, czy unijny komisarz ds. unii energetycznej Marosz Szefczovicz, unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager. Rozmowy na szczycie dotyczyły natomiast utrzymania równowag przy wyborze osób na najwyższe stanowiska. To dlatego, że w unijnych stolicach, jak i politycznych ugrupowaniach panuje przekonanie, że wybór powinien uwzględnia kryterium nie tylko polityczne, ale też demograficzne, geograficzne i płci. "W rzeczywistym świecie prawdziwa równowagę może być jednak trudna do osiągnięcia" - przyznał Tusk. Dopytywany powiedział, że równowaga płci oznacza, że przynajmniej dwa najwyższe stanowiska powinny zająć w UE kobiety. "Zobaczymy, czy to będzie możliwe. To jest mój plan i moja osobista ambicja" - wskazał. Szef RE nawiązał też do wyników wyborów do PE. Jak powiedział, w ich efekcie PE będzie bardziej "złożony". "Będzie potrzeba przynajmniej trzech grup, aby utworzy większość. To też uczyni PE bardziej reprezentatywnym" - wskazał dodając, że bardzo go to cieszy. Zaznaczył, że cieszy go również, że mieszkańcy Europy poparli w większości partie proeuropejskie. Jedną z przyczyny tego, jego zdaniem, jest brexit. "Brexit był szczepionką na propagandę antyunijną i fake newsy" - zaznaczył. Z Brukseli Łukasz Osiński