Dobrze poinformowani twierdzą, że duże szanse ma mało znany polityk o umiarkowanych poglądach - premier Belgii, Herman Van Rompuy. Van Rompuy to przedstawiciel państwa o idealnie wypośrodkowanym statusie na europejskiej arenie. Belgia jest postrzegana jako dość silna, by odgrywać wpływową rolę, i dostatecznie mała, by jej kandydat nie antagonizował krajów Unii, jak mogłoby się stać w przypadku Francji czy Niemiec. Obok Van Rompuy wymieniani też są premierzy Holandii i Luksemburga - Jan Peter Balkenende i Jean-Claude Juncker. Były premier Wielkiej Brytanii wciąż jest oficjalnym kandydatem na stanowisko unijnego prezydenta - aczkolwiek jego bezkrytyczne poparcie dla wojny w Iraku podzieliło swego czasu Europę i pozostawiło rysę na jego wizerunku. Zobacz materiał filmowy: Jego kandydatura może też zablokować wybór innych Brytyjczyków, wymienianych w kontekście nowego stanowiska unijnego ministra spraw zagranicznych - Davida Milibanda, obecnego szefa dyplomacji Zjednoczonego Królestwa, i Catherine Ashton, unijnej Komisarz ds. Handlu. W prezydenckiej rozgrywce liczyć się będzie również jedyna kobieta - była prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga, która w 2004 roku wprowadziła swój kraj do Unii. Większość faworytów to przedstawiciele prawicy, zatem szefem unijnej dyplomacji może dla równowagi zostać centro lewicowiec - Włoch Massimo d'Alema, Hiszpan Miguel Angel Moratinos lub wspomniany Miliband. Przywódcy 27 krajów Unii wydają się być skazani na całonocne negocjacje. Do piątkowego poranka możemy jedynie zgadywać, kto zostanie prezydentem 500 milionom Europejczyków. Zobacz również: Intrygi i sekrety - tak wybierają nam prezydenta Przed szczytem: UE "w lesie" ws. stanowisk Polska przeciwna "koronacji" prezydenta UE UE: Polska sprzeciwia się największym Traktat z Lizbony wejdzie w życie 1 grudnia "Le Soir" broni propozycji Polski ws. obsady stanowisk Tłum. Katarzyna Kasińska na podst. AFP