Rozpoczęta 1 lipca prezydencja zakładała wypracowanie zasad użycia unijnych grup bojowych. "Coś, co nie jest używane i nie ma jasno określonego celu użycia, tak naprawdę jest rozwiązaniem papierowym" - mówił ówczesny minister obrony Bogdan Klich. Polska propozycja zakładała m.in. wydłużenie dyżurów grup z sześciu miesięcy do pół roku. Inną inicjatywą było zwiększenie zdolności dowódczych Unii, która m.in. oddała NATO prowadzenie operacji libijskiej. Polska poruszała też sprawę lepszej współpracy między Sojuszem a UE, która szwankuje z powodu sporu turecko-cypryjskiego. Kolejna propozycja dotyczyła łączenia i użyczania zdolności wojskowych - np. strategicznego transportu powietrznego i morskiego, tankowania w powietrzu - znana jako pooling and sharing. "Mieliśmy pewne nadzieje, że uda się wzmocnić nasze możliwości reagowania kryzysowego w ramach Unii, ale muszę powiedzieć, że cała ta problematyka została odsunięta w cień wobec kryzysu finansowego. Nie udało się osiągnąć wiele, choć co nieco udało się posunąć do przodu" - podsumował prezydencję pod względem polityki obronnej radca ministra obrony Janusz Onyszkiewicz w rozmowie z PAP. Powiedział, że wprawdzie samo istnienie unijnych grup bojowych nie jest kwestionowane, a nawet planuje się powołanie nowych, ale "problem w tym, że dotychczas żadna nie została użyta". "Stąd nasza propozycja, by przedłużyć dyżury bojowe z pół roku do roku. Na razie jednak nie udało się jej przeforsować" - dodał. "Idea pooling and sharing - użyczania i wspólnego wykorzystywania zdolności bojowych - posunęła się w niewielkim stopniu. Postęp dotyczy spraw drugorzędnych - szkolenia, badań, kartografii, ochrony zdrowia, ale jeśli chodzi o bezpośrednie, +twarde+ zdolności wojskowe, dużego postępu nie ma" - przyznał Onyszkiewicz. Jednak zdaniem byłego szefa MON, "realizację tej idei będą wymuszały ograniczenia finansowe". "Peszące jest, że współpraca wojskowa Francji i Wielkiej Brytanii odbywa się jednak w pewnym sensie poza Unią. Trochę szkoda, że tak się stało" - dodał Onyszkiewicz, nawiązując do porozumienia zawartego przez oba państwa pod koniec 2010 r. Zdaniem Onyszkiewicza w niepowodzeniu powołania dowództwa unijnych operacji "pewne znaczenie ma opór Wielkiej Brytanii", w której - uważa radca MON "należy dostrzec racjonalność". "Gdyby, jak się mówiło, miało powstać kilkusetosobowe dowództwo do kierowania misjami liczącymi do 60 tys. żołnierzy, byłoby to działanie na wyrost. W żadnej misji UE nie uczestniczyło dotąd więcej niż kilka tysięcy osób" - zaznaczył. Zdaniem Onyszkiewicza kompromis jest jednak możliwy, ponieważ - jak pokazała operacja libijska - jakichś dowództw UE potrzebuje". "W każdej z poruszanych przez nas spraw da się zauważyć minimalny postęp" - powiedział inny rozmówca PAP, związany z polityką bezpieczeństwa. "Z wielkim trudem doprowadzono do postępu w kwestii podziału kosztów operacji. Nie udało się uzgodnić powołania kwatery głównej, ale ustalono, że powstanie centrum operacji dla potrzeb operacji stabilizacyjnych. Z czasem może się stać zalążkiem dowództwa. Grupy bojowe - tu na razie postęp jest najmniejszy" - dodał. W jego opinii "przewodnictwo w Radzie UE to mrówcza rzemieślnicza robota, która z biegiem czasu może przynieść efekty, ale na razie nie są one spektakularne".