Jakub Kumoch w rozmowie był pytany m.in. o to, jak powinno wyglądać rozwiązanie konfliktu na granicy polsko-białoruskiej. - Łukaszenka powinien przestać oszukiwać i wykorzystywać ludzi. Bo to, co robi, jest nieludzkie. Jego służby właśnie okłamują mieszkających w koczowisku niedaleko Kuźnicy, mówiąc im, że za polską granicą czekają niemieckie autobusy. Być może, gdy opublikowana zostanie nasza rozmowa, będzie właśnie trwał szturm granicy, bo przecież mówi się tym ludziom, że wystarczy przeciąć zasieki, przebić się na drugą stronę i już się prawie jest w Berlinie - powiedział Kumoch. Jak podkreślił, my naprawdę nie mamy się jak wycofać. - Nie odwołamy sankcji (dla Białorusi - red.) i nie będziemy tolerować prześladowania przez reżim tysięcy Białorusinów, nie przestaniemy przyjmować białoruskich uchodźców politycznych, nie uznamy Łukaszenki za wybranego prezydenta, ale też nie otworzymy granicy dla przemytników ludzi. Zniszczylibyśmy w ten sposób strefę Schengen i zagrozili bezpieczeństwu całego regionu - mówił. Kumoch: Nie wiem, czy wszyscy na Zachodzie płakaliby po Białorusi Pytany, o co chodzi Putinowi i Rosji, skąd płynie przekaz "Rosja musi zareagować na koncentrację sił przez Polskę przy granicy w ramach zobowiązań sojuszniczych wobec Białorusi" Kumoch stwierdził, że "Rosja tworzy problemy, by potem uczestniczyć w ich rozwiązaniu". - Obawiam się, że jej nagłe ożywienie nie wróży dla Łukaszenki nic dobrego. Jego gra może się skończyć wchłonięciem Białorusi przez Rosję. Co więcej i co gorsza: nie wiem, czy wszyscy na Zachodzie płakaliby po Białorusi. Niestety zachowania niektórych polityków pokazują, że nie wszyscy podzielają naszą wizję obrony niepodległości tego kraju - dodał. Pytany z kolei, jakich reakcji oczekujemy od UE w tej sprawie, odparł, że "poparcia politycznego". - Polską granicę umiemy obronić, natomiast wciąż nie wszystkie głosy płynące z Zachodu na poziomie roboczym, w tym od naszych zachodnich sąsiadów, są w pełni solidarne. Niektórzy dyplomaci opowiadają, że Polska przesadza, niektóre państwa milczą - przypomniał. Dopytany o to, że oficjalnie mamy wsparcie UE czy NATO, ale prezydent USA Joe Biden rozmawiał z szefową KE, Angelą Merkel z Władimirem Putinem, i czy zatem nie jesteśmy w izolacji, tłumaczył, że w izolacji jest się wtedy, gdy się właśnie nie ma poparcia. - Co do poszczególnych spraw: telefon Merkel do Putina był istotnie niefortunny, bo sprawił wrażenie, że konflikt trwa na granicy unijno-rosyjskiej. Tymczasem to jest granica unijno-białoruska. Przywoływanie Putina na pomoc nie jest ani skuteczne, ani dla nas korzystne. Może zostać odebrane jako przyzwolenie na zwiększenie kontroli nad Białorusią. Polska tym nie jest zainteresowana. Stawiamy czoła reżimowi, a nie narodowi Białorusi, który jest bratnim narodem i ma prawo do życia w niepodległym państwie - mówił. Rada Bezpieczeństwa Narodowego Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej był też pytany, czego prezydent oczekuje od rządu. - Tego samego, co każdy obywatel - skutecznej ochrony granicy. I ocenia działania rządu pozytywnie. Jednocześnie prezydent podkreśla też bardzo często aspekt humanitarny. Nie zamierzamy nikogo nielegalnie wpuścić do Polski, ale zdajemy sobie też sprawę, że niekiedy trzeba chronić życie tych ludzi przed mrozem i przed cynizmem KGB. Stąd są różne działania, ale opowiadać o nich nie będę. Niestety ułatwiałbym tym samym reżimowi przeciwdziałanie - powiedział. Pytany, czemu prezydent nie zwołuje Rady Bezpieczeństwa Narodowego, wyjaśnił, że "posiedzenie RBN miałoby sens wówczas, gdyby wszystkie siły polityczne były zdolne do konsensusu w sprawie obrony granicy". - Niestety wydarzenia ostatnich miesięcy pokazały, że tak nie jest. Widzieliśmy wszystko: występowanie przeciwko własnym służbom, apelowanie, by wszystkich wpuszczać, sprzeciwianie się wzmacnianiu granicy. Uważam, że w warunkach kwestionowania działań państwa przez część sceny politycznej prezydent postępuje słusznie. Od lidera oczekuje się decyzji, a nie debat - ocenił.