"Financial Times" napisał w czwartek: "Rezygnacja Niemiec z postulatu rozdzielania migrantów między kraje UE, który nigdy nie miał szans na realizację, to dobra, choć spóźniona decyzja, być może torująca drogę do przełamania europejskiego impasu w kwestii migracji". Pomysłowi przymusowego przyjmowania uchodźców od samego początku sprzeciwiała się Polska. Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie, wraz z szefami państw wchodzących w skład Grupy Wyszehradzkiej (głównie Węgier), podnosił ten temat na arenie unijnej. Nie tylko na spotkaniach w ramach V4, ale również podczas kolejnych szczytów UE w Brukseli. Przywódcy grupy zwracali uwagę, że to właśnie pomoc na miejscu, u źródła problemu, jest w obecnych warunkach najlepszym rozwiązaniem. - Polska od momentu objęcia rządów przez Prawo i Sprawiedliwość opowiadała się właśnie za tym: drogą do rozwiązania kryzysu jest dobrowolność, a nie przymus. Nasz pomysł na ten kryzys jest po prostu lepszy - mówi Joanna Kopcińska, rzeczniczka rządu, która dodaje, że uchodźcom trzeba pomagać na miejscu. - Inwestując w pomoc humanitarną i rozwojową, odbudowując ich kraje, dając im możliwość godnego życia w ich ojczyznach - podkreśla. Liczba migrantów przybywająca do Europy istotnie spadła w 2018 r., jednak skutki rekordowego ich napływu w latach 2015-2016 "nie przestają zatruwać i polaryzować europejskiej polityki ani utrzymywać Europy w stanie paraliżu decyzyjnego" - wskazuje brytyjski dziennik w czwartkowym komentarzu redakcyjnym. - Dzisiaj poważne zagraniczne media otwarcie piszą o tym, czego nie chciały przyznać jeszcze rok, dwa lata temu. To świadczy o tym, że Polska od początku miała w tej sprawie rację - zwraca uwagę Kopcińska. To jednak nie wszystko. "FT" dodaje: "Póki co mamy do czynienia z kryzysem mniej migracyjnym, a bardziej politycznym. Ma on realne i szkodliwe konsekwencje. Podsyca nieufność między rządami państw zachodnioeuropejskich a tymi w Europie Środkowej i Wschodniej, hamuje wysiłki na rzecz reformy Unii Europejskiej i napędza populistów na skrajnej prawicy" - podkreśla autor tekstu. Zdaniem "FT", "niemal histeryczny opór w niektórych krajach europejskich" przeciwko paktowi ONZ w sprawie migracji, który mimo globalnego zasięgu "pod względem prawnym jest pozbawiony realnego oddziaływania", pokazuje, "w jak dużym stopniu migracja stała się sztandarowym tematem, wokół którego populiści budują swoją pozycję". "Przeciwne imigracji partie rządzą na Węgrzech i w Polsce, są koalicjantami we Włoszech i Austrii, mają wpływ na politykę w wielu innych krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii. W Szwecji ich wyborczy sukces póki co uniemożliwia sformowanie nowego rządu" - wylicza gazeta. W ocenie "FT", podjęta przed czwartkowym szczytem UE decyzja Niemiec, by zrezygnować z domagania się obowiązkowego, kwotowego podziału migrantów między kraje unijne, to "mile widziany gest na przełamanie impasu". Dziennik wskazuje, że "pomysł, iż możliwe jest proporcjonalne rozdzielanie uchodźców między 28 krajów unijnych, rozbił się o rzeczywistość polityczną i społeczną oraz wybory samych migrantów, którzy kierują się raczej do zamożniejszych państw, w których jest praca". Decyzja Niemiec nie rozwiązuje jednak kwestii tego, jak zmniejszyć związane z migracją obciążenia dla krajów południa Europy - zauważa "FT". Unijni przywódcy "słusznie zauważyli, że konieczne jest wzmocnienie kontroli nad zewnętrznymi granicami Wspólnoty", zrobili postępy w walce z przemytnikami ludzi i zawarli porozumienia migracyjne z krajami na obrzeżach UE, m.in. z Turcją. "Teraz muszą stawiać na sprawnie zarządzane, legalne szlaki migracyjne, zreformować procedury azylowe i stworzyć system zachęt, by kraje chciały przejmować na siebie część odpowiedzialności. (...) UE nie może sobie pozwolić na nieprzygotowanie, gdy nadejdzie kolejna fala migrantów" - podkreśla "Financial Times". Opracowanie: Bartosz Bednarz