Dziura budżetowa jest wynikiem wyroku Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że rząd nie miał prawa przesuwać tej sumy z funduszu przeznaczonego na walkę z pandemią do innego funduszu na klimat i transformację. Co prawda środki nie były przypisane tylko na przyszły rok, ale problem wydaje się być zdecydowanie poważniejszy. Zdaniem ekonomistów teraz zagrożone są inne fundusze. Trybunał Konstytucyjny nie zgodził się na księgowe sztuczki W przyszłym tygodniu niemiecki parlament miał debatować i ostatecznie zaakceptować budżet na przyszły rok, który z bólem od miesięcy rodził się w resorcie finansów. Wszystko wyglądało solidnie, bo choć szef resortu Christian Linder z FDP planował cięcia, jednak kluczowe resorty miały zagwarantowane pieniądze na bieżące wydatki i liczne inwestycje. Ale plany te pokrzyżował Federalny Trybunał Konstytucyjny, który nie zgodził się na wirtualną księgowość i na to, by wydatki planowane na przyszły rok deklarować z budżetu na rok 2021. Takiego werdyktu nie spodziewał się kanclerz Olaf Scholz, który zajmował się federalnym budżetem jeszcze w rządzie Angeli Merkel jako minister finansów. Obecna sytuacja oznacza, że jeżeli niemiecki rząd na szybko nie znajdzie rozwiązania problemu, w Nowy Rok Niemcy wejdą z budżetem awaryjnym. A to oznacza, że rząd będzie mógł tylko płacić za wydatki bieżące, czyli wypłacać pensje i emerytury, przelewać pieniądze za wystawione faktury i dotrzymywać podpisanych umów. Wstrzymane zostaną inwestycje. Zresztą tak już się stało. Urzędnicy we wszystkich resortach otrzymali odpowiednie instrukcje. Do czasu rozwiązania problemu prawie wszystko zostało zamrożone. Prawie, bo ponad dwudniowej przepychance odblokowane zostały środki na obronność, również z tzw. specjalnego funduszu Bundeswehry, na który przeznaczono 100 mld euro. Wyrok Federalnego Trybunału Konstytucyjnego a niemiecka gospodarka Biorąc pod uwagę, że niemiecki roczny budżet to prawie pół biliona euro, 60 mld rozłożone na kilka lat nie wydaje się wielkim dramatem. Jednak wielu ekonomistów przygląda się rozwojowi sytuacji z dużym niepokojem. Alexander Kriwoluzky z Niemieckiego Instytutu Badania Gospodarki (DIW) w rozmowie z Interią podkreślił, że wyrok Trybunału może mieć wpływ na inne fundusze, które niemiecki rząd planował w kolejnych latach. To na przykład 200 mld euro przeznaczone na stabilizację gospodarki. Sędziowie jasno powiedzieli, że dodatkowe kredyty można zaciągać tylko wtedy, gdy istnieje jakiś bardzo istotny powód i doszło do nadzwyczajnej sytuacji, która wymaga natychmiastowego działania. W latach 2020-2021 była to pandemia, w ubiegłym i w tym roku kryzys energetyczny, ale eksperci są zdania, że w przyszłym roku trudno będzie znaleźć rządzącym żelazne argumenty, by powiększyć deficyt. Ceny energii nie rosną już w szybkim tempie, a zmiany klimatyczne nie są nagłym wydarzeniem, tylko procesem. CZYTAJ WIĘCEJ: Alarmują, że niemiecki rząd nie radzi sobie z kryzysem. "Walczymy sami" Alexander Kriwoluzky mówi wprost: tych 60 mld euro nie ma i nie będzie. Już nie da się ich nigdzie przesunąć, a tym bardziej wyczarować. Pytanie tylko, co zrobi Olaf Scholz. Jeżeli obecna koalicja, a to trzy partie, które w kwestii finansów mają różne wizje, nie znajdzie w najbliższych tygodniach rozwiązania sytuacji i nie będzie porozumienia, przyszłość tego rządu nie będzie wyglądać dobrze. Może nawet dojść do rozpadu koalicji. Na pewno obecna sytuacja odbije się na sondażach, bo cięcia w budżecie będą nieuniknione. Pytanie tylko - gdzie? Opcje ratowania niemieckiego budżetu Mówi się o cięciach w wydatkach socjalnych, które stanowią ponad 40 procent niemieckiego budżetu. Coraz częściej wspomina się także o podwyżkach podatków i likwidacji ulgowych taryf w podatku VAT. Zresztą już od przyszłego roku wraca 19-procentowy VAT dla usług gastronomicznych, obniżony w trakcie pandemii do 7 procent. Już dziś mówi się także o licznych cięciach w strategicznych inwestycjach, takich jak zrównoważony transport, czysta energia i cyfryzacja. Pod znakiem zapytania stoją liczne subwencje, tak bardzo potrzebne niemieckiej gospodarce w obliczu rosnącej konkurencji. W rządowych gabinetach jest bardzo nerwowo. Żadne z ministerstw nie chce komentować sytuacji, a na pytanie, jak będą wyglądać budżety w poszczególnych resortach, nasza redakcja otrzymuje jedną krótką odpowiedź - sytuacja jest analizowana, kontrola finansów jeszcze się nie zakończyła. Pytanie tylko, ile czasu potrzebują rządowi eksperci, by wyjść z tej trudnej sytuacji. Według naszych nieoficjalnych informacji w Ministerstwie Finansów trwa burza mózgów, a urzędnicy odpowiedzialni za układanie na nowo budżetu rozkładają ręce i nie wiedzą, co tym fantem zrobić. Pojawia się jednak coraz więcej sugestii, że rozwiązaniem może być zawieszenie hamulca budżetowego, co jest oczywiście możliwe i co uda się przepchnąć w Brukseli. Takie rozwiązanie pewnie ucieszyłoby inne unijne państwa, które borykają się z problemami finansowymi. Ale to rozwiązanie niemiecki rząd będzie musiał przeforsować w Bundestagu, a tam napotka na opór opozycji, która od dawna szuka argumentów, by udowodnić, że koalicja socjaldemokratów, zielonych i liberałów jest wielką pomyłką i każdy problem kończy się tylko kłótnią wśród koalicjantów. Jeżeli nie będzie szybkiego porozumienia, to zdaniem Alexandra Kriwoluzky'ego inwestorzy staną się nieufni i będą odwlekać decyzje o strategicznych inwestycjach. A to byłby tylko dodatkowy problem, bo już od dobrych kilku miesięcy coraz więcej niemieckich firm deklaruje przenoszenie swoich biznesów do innych krajów, w których nie napotykają na mury biurokracji, nie mówiąc już o złym klimacie do robienia interesów. Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman