W ciągu czterech lat sprawowania urzędu Cameron wielokrotnie powtarzał, że W. Brytania bierze udział w globalnym wyścigu gospodarczym i jeśli chce odnieść sukces, musi zwiększać konkurencyjność. Jednocześnie szef rządu zobowiązał się do ograniczenia salda migracji: różnicy między imigrantami przybywającymi do W. Brytanii i emigrantami opuszczającymi ten kraj. Cameron chciałby powrotu do poziomu z lat 90. XX wieku, czyli "dziesiątek tysięcy rocznie, a nie setek tysięcy" - donosi "FT". Brytyjskie MSW utrudnia imigrantom wjazd do kraju Według gazety rok przed wyborami parlamentarnymi oczywiste stało się, że podejście to jest wadliwe."Premier chce, by W. Brytania była otwarta dla biznesu, ale jednocześnie zamknięta na imigrantów" - zaznacza "FT" i przypomina, że kraj cierpi na brak fachowców. Jak zauważa, obietnica Camerona w sprawie salda migracji jest wadliwa. Dopóki W. Brytania należy do UE, obowiązują ją zasady swobody przepływu siły roboczej i Londyn nie jest w stanie ograniczyć liczby imigrantów, przybywających z innych części Unii. W maju urząd statystyczny podał, że saldo migracji wynosi 212 tys., czyli dwukrotnie przewyższa cel rządu. Dane te są kłopotliwe dla Partii Konserwatywnej, która walczy z niechętną imigrantom Partią Niezależności Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigela Farage'a. "Ale większym problemem są szkody, jakie ta polityki wyrządza brytyjskiej gospodarce" - zaznacza dziennik. Obawy budzi zwłaszcza to, że usiłując ograniczyć liczbę nowych przybyszów, władze w Londynie uniemożliwiają dostanie się do kraju wysoko wykwalifikowanym migrantom, pochodzących z krajów spoza Unii. Według "FT" od 2011 r. brytyjskie MSW utrudnia im wjazd do kraju, likwidując wprowadzoną przez poprzedni rząd tzw. ścieżkę wizową dla fachowców i tworząc dodatkowe przeszkody biurokratyczne. Między 2011 a 2013 r. liczba wykwalifikowanych migrantów spadła o 10 proc., z 270 tys. do 242 tys. "Ministrowie mogą argumentować, że nie stanowi to tak wielkiego ciosu dla firm, jak mogłoby się wydawać. Jednak chociaż brytyjskie firmy przyciągają więcej wykwalikowanych pracowników z krajów UE, pracodawcy twierdzą, że ten napływ jest zbyt mały, by zrekompensować spadek napływu utalentowanych ludzi z takich krajów, jak Chiny, Indie czy Korea Południowa" - napisał "FT". Newralgiczna kwestia dla opinii publicznej Ponadto Wielka Brytania zaczyna mieć reputację kraju nieprzyjaznego, a to zniechęca dobrze wyedukowanych fachowców z zagranicy, z których wielu postanawia udać się do innych krajów. "Imigracja to newralgiczna kwestia dla brytyjskiej opinii publicznej. Wyborcy mają rację, obawiając się turystyki zasiłkowej ze strony obywateli UE i napływu osób o niskich kwalifikacjach, które mogą wywierać presję na i tak już przeciążone służby publiczne" - podkreśla brytyjski dziennik. "Sęk w tym, że podejście Camerona do imigracji nikogo nie zadowala. Ta polityka nie powstrzymuje łącznego napływu imigrantów, za to utrudnia taką imigrację, którą większość ludzi popiera" - stwierdza "FT". Dodaje, że w czasie, gdy zachodnie kraje rywalizują z Chinami i innymi rynkami wschodzącymi, zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników jest większe niż kiedykolwiek wcześniej. Według gazety "W. Brytania jest jedną z niewielu rozwiniętych gospodarek, która stara się odprawić tych ludzi z kwitkiem".Zdaniem "FT" rok przed wyborami konserwatyści nie porzucą swojego celu dotyczącego salda migracji, nawet jeśli ma on spore wady. "Ugrupowanie, który w przyszłym roku zwycięży, musi opracować taką politykę migracyjną, która będzie lepiej odpowiadała interesom gospodarczym kraju. W. Brytania potrzebuje takiej polityki, która będzie brała pod uwagę jakość imigrantów, a nie tylko ich liczbę" - konkluduje gazeta.