- Krymscy Tatarzy będą bronić swojej ojczyzny, bo innej nie mają. Wyjechać, zostać uchodźcami nie chcemy i nie uczynimy tego. A obywatelami Rosji być nie chcemy. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, że Krym mógłby znaleźć się w składzie Rosji. Jesteśmy niezależnym, suwerennym terytorium Ukrainy - oświadczył. Jak podkreśla Adżymambetow, Tatarzy krymscy pragną, żeby Krym pozostał w Ukrainie, przede wszystkim z umiłowania wolności. - Ukraiński naród dąży do demokracji, do europejskich standardów, do europejskiego stylu życia i wolności. Naród Tatarów krymskich też bardzo kocha wolność - podkreśla. Adżymambetow przyznaje, że niezależna Ukraina nie zwracała na potrzeby krymskich Tatarów należytej uwagi, co wiązało się z tym, że po rozpadzie ZSRR jako jedyne postsowieckie państwo stanęła wobec problemu zapewnienia im warunków do życia po powrocie z przesiedlenia. Nie poświęcała im także należytej uwagi w kwestiach niewymagających wydatków finansowych, "takich jak powrót do toponimiki Krymu czy udostępnianie gruntu pod budowę prywatnych domów" - uważa. Wskazuje, że w tym roku na w budżecie państwowym na zabezpieczenie socjalne Tatarów krymskich zaplanowano tylko 5 mln hrywien (1,6 mln zł). "Dla porównania: żeby wykończyć szkołę, której budynek już stoi, potrzeba około 30 mln. To liczby niewspółmierne. A tymczasem krymscy Tatarzy to praktycznie jedyni obywatele Ukrainy, którzy bronią na Krymie interesów niezależnej Ukrainy i jej terytorialnej integralności" - mówi. - Jednakże krymscy Tatarzy zawsze czuli się i nadal czują się na Ukrainie wolni. Nigdy nie byli prześladowani, mogli spokojnie modlić się w meczetach i mówić w swoim języku - podkreślił. Za absurd uważa twierdzenia, jakoby prawa językowe rosyjskojęzycznej ludności miały być na Ukrainie ograniczanie. - Krymscy Tatarzy mówią po rosyjsku i w kioskach z gazetami nie można znaleźć praktycznie żadnego ukraińskojęzycznego wydania - niestety, bo jeśli ktoś ma ochotę poczytać o ukraińskiej muzyce, to nie ma gdzie - zaznaczył. Jak wskazuje, krymscy Tatarzy nawet nie biorą pod uwagę przyłączenia Krymu do Rosji. - Gdyby doszło dziś do czego tak niewyobrażalnego, można by postawić krzyżyk na całym prawie międzynarodowym - jutro Niemcy mogliby wysuwać roszczenia wobec Królewca, Polska do zachodnich obwodów Ukrainy, Ukraina do zachodnich regionów Rosji. Wtedy można by już mówić o trzeciej wojnie światowej - mówi. Adżymambetow wyraził nadzieję, że społeczność międzynarodowa podejmie "wszystkie możliwe i niemożliwe kroki", żeby ochronić prawo międzynarodowe, bo nie można z niego zrezygnować "za sprawą jednego działania jakiegoś tyrana z sąsiedniego państwa". Pytany, jak Tatarzy krymscy zamierzają walczyć o pozostanie w składzie Ukrainy, odpowiada: "Ukraińska armia pokazała bardzo dobry przykład. Można walczyć bez broni". I powołuje się na przykład pułkownika Julija Mamczura, szefa Sewastopolskiej Brygady Lotnictwa Taktycznego sił zbrojnych Ukrainy, którym podlega kontrolowane obecnie przez Rosjan lotnisko wojskowe w Belbeku. Mamczur stał się sławny dzięki temu, że z grupą 50 nieuzbrojonych podwładnych podszedł, śpiewając ukraiński hymn państwowy, do Rosjan i zażądał dopuszczenia ukraińskich żołnierzy do ich miejsc pracy. Rosjanie zaczęli od strzałów ostrzegawczych, ale potem zgodzili się na negocjacje i ostatecznie wpuścili do bazy około 10 ukraińskich żołnierzy. - Wierzymy, że ludzie, którzy niosą pokój, zawsze zdołają zwyciężyć - podsumował Adżymambetow. Według danych Państwowej Służby Statystycznej Ukrainy z 1 listopada 2013 roku 58,5 proc. z 2 mln mieszkańców Krymu to Rosjanie, 24,3 proc. - Ukraińcy, 12,1 proc. - krymscy Tatarzy, 1,4 proc. - Białorusini, 1,1 proc. - Ormianie, i 2,6 proc. - przedstawiciele innych narodów.