Koczujący rozbili namioty na placu Tahrir (po arabsku Wyzwolenia) w centrum Kairu po piątkowej demonstracji, w której wzięło udział około 50 tys. ludzi, w większości islamistów. Po zwinięciu namiotów przez policję na plac powróciły setki demonstrantów, wdając się w walkę z policjantami. Według świadków, na których powołuje się Reuters, z obu stron rzucano kamieniami. Późnym wieczorem na placu zapanował na krótko spokój, jednak później doszło do nowych sporadycznych starć demonstrantów z policją. Według ministerstwa spraw wewnętrznych, wśród rannych jest 40 policjantów. Funkcjonariusze użyli kul gumowych i gazu łzawiącego. Jedna osoba została trafiona w brzuch i zmarła po przewiezieniu do szpitala. Widziano też przewrócony samochód policyjny, do którego wcześniej wdarli się demonstranci. Do starć z policją doszło również w Aleksandrii, gdzie protestujący obrzucili kamieniami budynek, w którym mieści się siedziba sił bezpieczeństwa. Jeden z demonstrantów poniósł śmierć. "Zdołaliśmy obalić jedynie szefa reżimu (Hosni Mubaraka). Reszta wciąż działa" - powiedział jeden z demonstrantów. Analitycy zwracają uwagę, że do masowych wystąpień ludności dochodzi mimo zapowiedzianych wyborów parlamentarnych, których pierwsza faza ma odbyć się 28 listopada. Jednak wybory mogą się odwlec w następstwie sporów o kształt przyszłej konstytucji. Związana z Bractwem Muzułmańskim Partia Wolności i Sprawiedliwości potępiła w wydanym oświadczeniu "siłowe rozproszenie okupacji Tahrir", zaznaczając, iż "przypomina to praktyki ministerstwa spraw wewnętrznych obalonego reżimu". Według wojskowych, nowa ustawa zasadnicza powinna wyłączyć siły zbrojne spod kontroli parlamentu i zapewnić im decydujący głos w najważniejszych sprawach państwowych. Partie polityczne nie zgadzają się na taki model władzy. W lutym bieżącego roku sprawujący przez blisko 30 lat autokratyczne rządy nad Egiptem prezydent Hosni Mubarak ustąpił ze stanowiska pod naciskiem masowych protestów społecznych, a władzę tymczasowo przejęła Najwyższa rada Wojskowa.