Rozejm, zawarty wczoraj przez prezydenta Janukowycza i liderów opozycji, nie został otwarcie złamany. Sytuacja w mieście jest jednak nadal napięta. Plac Niepodległości zasnuty jest dymem z płonących opon, oddzielających manifestantów od oddziałów milicji i Berkutu. Słychać wybuchy granatów hukowych i petard. Nie kursuje metro i część komunikacji. Ulice wokół centrum są blokowane przez uzbrojonych żołnierzy sił rządowych. Jedną z zatrzymanych przez żołnierzy osób była deputowana do parlamentu Lesia Worobiec, która chciała odwiedzić opozycjonistów na Majdanie. Mówiła dziennikarzom, że dawno nikt nie celował do niej z karabinu w centrum Kijowa. Obawia się, że Janukowycz zgodził się na to zawieszenie broni tylko dlatego, że zabrakło mu ludzi, by zdławić Majdan. Teraz gromadzi potrzebne siły. O kruchym rozejmie mówi też jeden z komendantów Euromajdanu - Stepen Kudiw. Zawarty pokój nie powstrzymał dresiarzy przed rozbojem i napadami na ludzi. Komendant relacjonuje, że z przodu stał Berkut, a za nim przebrani chuligani - tituszki. Bili ludzi, grabili stołeczne sklepy. Wszystko to robili pod osłoną wojska. W nocy demonstrantów na Majdanie odwiedzali przywódcy opozycji - Jurij Łucenko, Arsenij Jaceniuk i Ołeh Tiahnybok. Mówili dziennikarzom o nadziei na dłuższy rozejm, ale również o przypadkach jego łamania.