W poniedziałek Liban zdecydował o dyslokacji armii i przeniesieniu na południe kraju około 15 tysięcy żołnierzy. - To interesujący krok, który uważnie przestudiujemy, rozważając wszelkie ewentualne implikacje takiego posunięcia - ocenił szef izraelskiego rządu Ehud Olmert. Dodał, że nic mu nie wiadomo o rzekomych planach rozszerzenia izraelskiej kontroli na nowe obszary Libanu, o czym wcześniej wspominał w wywiadzie radiowym minister obrony Amir Perec. Rano we wtorek izraelski minister Cachi Hanegbi jako pierwszy oficjalny przedstawiciel Izraela skomentował libańską zapowiedź, oceniając że zaangażowania armii libańskiej na południu kraju to tylko propagandowy wybieg, mający ułatwić sytuację przede wszystkim Hezbollahowi. - Dobrze znamy armię Libanu. To armia wirtualna, która nigdy nie brała udziału w rzeczywistym konflikcie - powiedział Hanegbi. Z kolei izraelski dziennik "Haarec" we wtorkowym artykule redakcyjnym sugeruje, że rozmieszczenie na południu Libanu armii tego kraju byłoby dobrym rozwiązaniem dla obu stron. Nadal jednak - podkreśla gazeta - nie wiadomo, czy taki krok zostałby przez rząd libański potraktowany jako realizacja rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1559, zakładającej także rozbrojenie Hezbollahu. Libańska inicjatywa - zaznacza izraelski dziennik - z pewnością jednak umocni pozycję tego kraju w Radzie Bezpioeczeństwa w sprawie zmian w proponowanej przez USA i Francję rezolucji nt. Libanu. Jeśli jednak w ciągu najbliższych 24 godzin nie nastąpi żadna zmiana - będąca wynikiem inicjatywy libańskiego premiera Siniory czy społeczności międzynarodowej - armia uzyska zielone światło dla marszu po libańską rzekę Litani i po niektóre punkty poza linią tej rzeki - pisze we wtorek w artykule redakcyjnym "Haarec".