Rosja okrutna dla Rosjan Policja w Rosji działa jak okupant własnego narodu, infrastruktura się sypie i często trzyma wyłącznie na grubej warstwie farby, którą bywa dla niepoznaki pomalowana. Urzędnicy są skorumpowani i zajmują się głównie przeszkadzaniem, a nie pomaganiem obywatelom, a biurokracja już dawno przekroczyła próg absurdu i przypomina zderzenie Kafki, Mrożka, Monty Pythona i Barei - i to na pełnej prędkości. Jeśli więc brać pod uwagę przyjazność rosyjskiego państwa wobec własnych obywateli - Rosja przypomina raczej okrutną parodię państwa. Państwo rosyjskie nie jest sojusznikiem Rosjan - jest raczej machiną, którą na co dzień trzeba się bronić. Miłość Rosjan do swojej ojczyzny jest mocna, ale trudna: to miłość wbrew temu, co się w Rosji dzieje. Rosja nie daje Rosjanom specjalnych powodów do miłości. Kreml wie o tym doskonale i obawia się, że kiedyś - jak w tanim romansie - miłość ta może przerodzić się w coś odwrotnego. Zamierza więc pomóc Rosjanom kochać ojczyznę. Jak? Stając się dla nich bardziej atrakcyjna? Ależ skąd. Nie ma tak dobrze. Problem w tym, że Rosja - zdając sobie doskonale sprawę z własnych niedomagań - albo boi się rozpocząć zmiany i doprowadzić do powstania społeczeństwa liberalnego, otwartego, które mogłoby nastawać na wymianę kremlowskiej ekipy, albo - najnormalniej w świecie - nie wie, w jaki sposób zacząć się zmieniać. Nie potrafi. Wie, że nie jest tym, czym był Związek Radziecki, za którego rozwiązaniami społecznymi i gospodarczymi nadal tęsknią miliony dawnych "ludzi radzieckich" rozsianych po całym dawnym imperium. Dla nas, mieszkańców Europy Środkowej, ZSRR był symbolem niewydolności, absurdu i opresji. Ale dla milionów Rosjan, Ukraińców i Białorusinów było to państwo, w którym żyło im się tak, jak nie żyło im się nigdy wcześniej. Rosja nie posiada już oferty skierowanej do własnych obywateli. Jeszcze na początku panowania Władimira Putina taka oferta była wystosowana. Brzmiała ona tak: obywatele przymykają oczy na to, co robi władza, a władza stwarza obywatelom jako-taką stabilizację. Teraz ze stabilizacją coraz gorzej, więc i ludzie przymykają coraz rzadziej oczy. Czego skutkiem są masowe antykremlowskie demonstracje. Trzeba działać. Trzeba Rosjanom wytłumaczyć, jak kochać Rosję Jak? Ano - Kreml tworzy agencję promowania patriotyzmu. Bo państwo to Kreml, a Kreml to obecne władze. Władimir Putin, o czym informuje na swojej stronie internetowej Kreml, wydał rozporządzenie o "poprawie polityki państwa w zakresie edukacji patriotycznej". Agencja ta będzie częścią prezydenckiej administracji. Jej zadaniem będzie "wzmacnianie duchowych i moralnych fundamentów rosyjskiego społeczeństwa, poprawa edukacji patriotycznej młodzieży, rozwój i wdrażanie publicznych projektów w tym zakresie". Władze mogą mieć nadzieję, że wychowywanie obywateli "w duchu patriotyzmu" i lojalności wobec Kremla osłabi prawdopodobieństwo wybuchu kolorowej rewolucji - rzeczy, której Putin się boi. Nadzieje mogą się okazać płonne, bo - jak wiadomo - oficjalne pogadanki patriotyczne uznawane są za sztywniarstwo i "obciach", więc urzędowe promowanie patriotyzmu może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. To jednak o wiele prostsze rozwiązanie, niż otwarcie kraju i budowa społeczeństwa obywatelskiego. Przez czas dwuwładzy w Rosji rozwiązanie to promował Dmitrij Miedwiediew, nawet jeśli była to wyłącznie taktyka "dobrego gliny". Dmitrij Miedwiediew nadal zresztą wypisuje sobie na sztandarach walkę o modernizację Rosji i otwarcie jej na świat. Nie wiadomo, czy próbuje w ten sposób naprawdę prowadzić własną politykę, odmienną, od putinowskiej - czy po prostu wykonuje już tylko to, czego spodziewa się po nim Putin: bycie "dobrym gliną". I drży o swoją pozycję, bo w Moskwie mówi się już otwarcie o tym, że Miedwiediew zrobił swoje i potrzymał Putinowi krzesło prezydenta przez jedną kadencję - i że może już odejść. Putin, notabene, też mówi o modernizacji ekonomii. Zapowiada powstanie 25 milionów nowych miejsc pracy. Tyle, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Po reelekcji na urząd prezydenta Putin z miejsca przystąpił do kasowania liberalizacyjnych Miedwiediewa. Skończył z łagodzeniem przepisów dotyczących znieważenia głowy państwa, organizacji demonstracji i działania organizacji pozarządowych. Szumnie zapowiadane zmiany w milicji, którą przemianowano na policję - skończyły się na zmianie nazwy. Również nawoływania Miedwiediewa do otwarcia ekonomicznego Rosji padają w pustkę. Gospodarka jest coraz mocniej kontrolowana przez Kreml. Kontrolowany przez państwo Rosneft wydaje gigantyczne państwowe pieniądze na pożarcie mniejszych firm, by rządzić na rynku. Kapitał prywatny, przerażony pogarszającymi się warunkami inwestycyjnymi, udręczony korupcją i nonsensowną biurokracją, która wydłuża czas przeprowadzania jakiejkolwiek operacji do absurdalnych rozmiarów - ucieka z Rosji. Czy Rosja naprawdę nie chce być taka, jak Zachód? Aleksiej Puszkow, szef parlamentarnej komisji spraw zagranicznych, mówił "Reutersowi" na początku listopada, że "Zachód popełnił błąd myśląc, że Rosja chce być taka, jak on. Rosja chce pozostać Rosją". Tyle, że Zachód nadal jest dla Rosjan atrakcyjny. "Reuters" przytacza dane, według których aż połowa młodych mieszkańców miast miałaby ochotę wyemigrować - i właśnie na Zachód. Zresztą, cała historia Rosji jest wielkim pragnieniem zbudowania u siebie Zachodu, którego to marzenia Rosjanie nie potrafili nigdy do końca zrealizować. Często z kopiowania Zachodu wychodziła jego parodia, pisał o tym jeszcze de Custine i wiele z tych rzeczy nadal jest aktualnych, ale Rosja nigdy nie przestała chcieć być Zachodem, choć często mówiła co innego i jeszcze nie raz będzie mówiła co innego. Rosja kopiowała zachodnią architekturę, zachodnie rozwiązania administracyjne, zachodnią demokrację, nawet komunizm - w gruncie rzeczy - wynaleziono na Zachodzie. Czy naprawdę Rosja nie chce być jak Zachód? Czy naprawdę chce "pozostać Rosją"? I - przede wszystkim - co by to miało znaczyć? Bo póki co oznacza to umacnianie się władzy Władimira Putina, sprawianie, że demokracja jest wyłącznie fasadą, kontrolowanie gospodarki, prawo dżungli w niej panujące, konserwowanie chorej biurokracji, korupcji i samowoli urzędników państwowych i oligarchów. Większość Rosjan uważa, że sprawy w kraju idą w złym kierunku. A przecież 12 lat temu, gdy Władimir Putin obejmował urząd prezydenta, wyglądało to zupełnie inaczej - był nową nadzieją. Teraz nadzieja się skończyła, a pomysłu, jak sprawić, by Rosja była dla Rosjan ojczyzną przyjazną, uczciwą i wspierającą - nie ma. Dlatego trzeba Rosjanom wytłumaczyć, że muszą kochać Rosję, a razem z nią - jej władze. Bo sami mogą jakoś nie zechcieć. Ziemowit Szczerek