Zdaniem Kisielowa, "dla Rosji nie ma zasadniczego znaczenia, kto zwyciężył w tych wyborach". "Ci wszyscy rosyjscy politycy, którzy jak dzieci cieszą się z triumfu Obamy, nie mają pojęcia o tym, jak zbudowana jest amerykańska polityka i dyplomacja. Jeśli liczą, że w sprawach o zasadniczym znaczeniu Obama będzie zajmował prorosyjskie, uległe stanowisko, to głęboko się mylą" - powiedział. Komentator wskazał, że "wystarczy przypomnieć sobie, jak twardymi partnerami dla Moskwy byli John Kennedy i Jimmy Carter, liberalni prezydenci, do których dzisiaj często porównuje się Obamę". - Mając na uwadze, że Obama ma obok siebie tak wytrawnego polityka, jak Joe Biden, a także takich znakomitych doradców, jak Zbigniew Brzeziński, Richard Holbrooke czy Mike McFaul, czyli ludzi świetnie orientujących się w tym, co dzieje się w Rosji, i nie mających żadnych złudzeń co do putinowskiego reżimu, to jestem absolutnie przekonany, iż Kreml nie ma powodów do radości z powodu zwycięstwa Obamy - powiedział Kisielow. Według komentatora, "Moskwa będzie jednak podejmowała próby zaproszenia Obamy do tańca". - Wszelako nie można zapominać, że sama Rosja przeżywa okres zamętu i wrzenia. Przewiduję, że w Rosji w związku z kryzysem finansowym i gospodarczym nieuchronnie będą się nasilać wewnętrzne waśnie i batalie polityczne - oświadczył. Kisielow wyjaśnił, że "ten i ów będzie wykorzystywał kryzys finansowo-ekonomiczny do tego, by pod jego osłoną podzielić od nowa własność, coś znacjonalizować, coś komuś odebrać". - Wszystko to nieuchronnie doprowadzi do konfrontacji między różnymi grupami, kolejnej wojny między wieżami Kremla. A teraz wieże są też w moskiewskim Białym Domu - dodał. Komentator zaznaczył, że "to wszystko może przenieść się na politykę zagraniczną". - Nie wykluczam, że biurokracja zechce zupełnie serio przekonać prezydenta czy premiera - u nas nie wiadomo, kto jest ważniejszy - iż Obama jest liberałem. A co to znaczy liberał w rozumieniu Putina i jego ekipy? To mięczak, człowiek, który nie potrafi wytrzymać ciosu, skłonny do idealizmu, niezdolny do prowadzenia twardej polityki; człowiek, który będzie się oglądał na wartości moralne. Z takimi sobie poradzimy. Najpierw zmusimy do popełnienia błędów, a później obrócimy je na naszą korzyść - powiedział Kisielow. - Obama to jednak człowiek, który najpierw pokonał Hillary Clinton, a później Johna McCaina. To prawdziwy bojownik - wskazał. Komentator przypomniał również, że "amerykański prezydent istnieje wewnątrz systemu". - Jest partia, jest większość w Senacie i Izbie Reprezentantów, jest waszyngtoński establishment dyplomatyczny. Trzeba zobaczyć, kto zajmie stanowisko sekretarza stanu. Kto zostanie doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Kto w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego będzie odpowiadać za kierunek rosyjski - powiedział. W opinii Kisielowa "jest za wcześnie, by mówić o tym, czy Obama zmieni stanowisko USA w sprawie tarczy antyrakietowej, która jest główną kością niezgody w relacjach z Rosją". - Czym innym jest to, co kandydat mówi w warunkach walki wyborczej, a zupełnie czym innym to, jakie kroki czyni sformowawszy swoją ekipę i administrację, wziąwszy na swoje barki cały ciężar odpowiedzialności za politykę wewnętrzną i zagraniczną USA - zauważył. - Uwzględniając specyfikę amerykańskiej polityki - tej realnej, a nie wyborczej - nie jestem przekonany, czy Obama zrezygnuje z niektórych pryncypialnych spraw w polityce zagranicznej USA z ostatnich lat. Co więcej, rozumiejąc, że będzie ciągle testowany na twardość charakteru, czy nie pęknie, czy nie przejawi słabości w zasadniczych sprawach, będzie się starał być świętszy od papieża - powiedział Kisielow. Komentator podkreślił, że "każdy ekspert wie, że 10 antyrakiet w Polsce i radar w Czechach nie stanowią żadnego zagrożenia dla Rosji". - Nie mam wątpliwości, że problem ten jest świadomie dramatyzowany przez określone siły polityczne, w tym te rządzące Rosją. Potrzebny był im wizerunek USA jako globalnego zła, stojącego w opozycji do podnoszącej się z kolan Rosji. Było to potrzebne wyłącznie do wewnętrznych celów politycznych - wskazał. - Ostatnia kampania parlamentarna i prezydencka w Rosji była zbudowana na mobilizowaniu elektoratu przeciwko zagrożeniu z zewnątrz. Wszystkich pokonali - komunistów, liberałów i oligarchów. Przeciwko komu konsolidować elektorat? Przeciwko zagrożeniu zewnętrznemu. Nie miało to nic wspólnego z realnymi interesami bezpieczeństwa. To polityka - powiedział. Kisielow nie wykluczył, iż "wszystko skończy się tym, że w Moskwie Obamę przestaną lubić i uczynią z niego kolejnego wrednego antysowietczyka".