Zastrzegająca anonimowość wysoko postawiona osoba w ukraińskiej administracji prezydenckiej powiedziała brytyjskiemu dziennikowi "The Sunday Times", że Borys Gryzłow, szef rosyjskiego parlamentu i wysłannik prezydenta Rosji Władimira Putina na Ukrainę, obiecał "dyplomatyczną osłonę" przed międzynarodową reakcją, jaką wywołałoby użycie siły. Przypomnijmy, że Rosja uznała oficjalne wyniki niedzielnych wyborów na Ukrainie za oczywiste i jako pierwsza pogratulowała zwycięstwa promoskiewskiemu premierowi Wiktorowi Jaukowyczowi. Jednak wczoraj wyniki te, przeciw którym od poniedziałku protestują w Kijowie tysiące zwolenników prozachodniego lidera opozycji Wiktora Juszczenki, za niewiarygodne uznał ukraiński parlament. Decyzja deputowanych nie ma mocy prawnej, ale sprawia, że coraz bardziej prawdopodobne staje się powtórzenie drugiej tury głosowania. Miałoby się ono odbyć 12 lub 19 grudnia. Jutro decyzję w tej sprawie podejmie Sąd Najwyższy. Kreml coraz bardziej nerwowo patrzy na wydarzenia ukraińskie. Doradca Putina, Siergiej Jastrzembski, oskarżył wczoraj "pewne siły na Zachodze" o manipulowanie ukraińską opinią publiczną. - Mamy odczucie, że pewne siły na Zachodzie postanowiły, że należy sprawdzić wytrzymałość terytoriów poradzieckich na środki anarchii, demokracji ulicznej - powiedział o wydarzeniach na Ukrainie Jastrzembski, który doradza Putinowi w zakresie stosunków z Unią Europejską. Jastrzembski zwrócił uwagę na podobieństwa między ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie a wydarzeniami w 1980 roku w Polsce, włącznie z rolą związku zawodowego "Solidarność", oraz obaleniem Slobodana Miloszevicia w Serbii w 2000 roku i ubiegłoroczną "rewolucją róż" w Gruzji. - Wszędzie widać te same znaki charakterystyczne, te same metody, pojawiają się te same marionetki, podobne scenariusze - powiedział, zaznaczając, że są to "bardzo niebezpieczne" działania. W czwartek rosyjski politolog Siergiej Markow ściślej sprecyzował określenie "pewnych sił na Zachodzie", stwierdzając, że lider ukraińskiej opozycji Wiktor Juszczenko to "wymysł polskich propagandzistów". Celem Polaków jest - jego zdaniem - zwiększenie wpływu na Unię Europejską. Na tle stosunku do ukraińskich wyborów doszło już też do spięcia między Rosją i UE. - Nie sądzimy, by naszym prawem było wtrącanie się w jakikolwiek sposób w proces wyborczy lub narzucanie naszej opinii narodowi ukraińskiemu - przekonywał Putin w czwartek w Hadze. - Zarówno UE, jak i Rosja chcą widzieć (Ukrainę jako - red. ) stabilny, demokratyczny kraj, cieszący się dobrobytem, i dlatego musimy zapewnić, by to, co zrobiono, odzwierciedlało wolę głosujących - odpowiadał kurtuazyjnie acz stanowczo przedstawiciel Unii. Pomarańczowa rewolucja w obiektywie Zobacz raport specjalny "Ukraina wybiera"