Schulz w wywiadzie dla piątkowego "Bilda" powiedział, że przy następnych wieloletnich perspektywach budżetowych UE Niemcy nie mogą po prostu nadal wpłacać do budżetu zwykłych sum, jeżeli kraje będące biorcami funduszy, jak Węgry czy Polska, nie przyczynią się do przyjęcia uchodźców."To nie jest tak, że sumy, które wpłacają Niemcy wynikają z wielkoduszności czy dobrej woli Niemiec, tylko wynikają po prostu z regulacji europejskich. To, że Niemcy są płatnikami netto, wynika z przepisów europejskich" - powiedział PAP Krasnodębski. Jego zdaniem stwierdzenia, jakie padły z ust Schulza, są mylące i sprawiają wrażenie, że to do Niemiec należy decyzja, ile wpłacają do budżetu i ile inne kraje z tego budżetu otrzymują. Przyznał, że Niemcy jako kraj członkowski mogą współkształtować budżet, ale są jednym z 27 państw, które będą to robić. "Te wypowiedzi świadczą tylko o takich tendencjach, zapędach do dyktowania innym krajom postępowania, czyli nietraktowania Unii poważnie" - zaznaczył polityki PiS. "Część pieniędzy trafiała do Niemiec" Zauważył, że niedługo rozpoczną się negocjacje budżetowe (Komisja Europejska już pracuje na projektem wieloletnich ram finansowych na okres po 2020 r.), a polski rząd będzie starał się jak najskuteczniej obronić nasze interesy. "To nie jest tak, że te fundusze, które napływały do Polski, służyły tylko Polsce, bo jak wiemy, znaczna część tych pieniędzy z powrotem wracała do firm zachodnich, w tym niemieckich. Nie mówiąc o tym, że poprawianie infrastruktury służy też inwestorom zagranicznym w Polsce" - podkreślił eurodeputowany. Dlatego jego zdaniem tego rodzaju oceny, jak gdyby fundusze z UE były rodzajem jałmużny, świadczą jedynie o "zatrutej atmosferze w UE". "Jeszcze parę lat temu nikt by tak nie powiedział" - dodał. Krasnodębski opowiedział się jednocześnie przy tym, by rozmawiać z niemieckimi partnerami. "My chcemy jak najlepszych stosunków z Niemcami. To kraj sąsiedni i łączy nas bardzo wiele, ale do takiego lepszego porozumienia trzeba dwóch stron. Do tej pory nie było tak, że polscy politycy, nie mówiąc już o mediach, są bardzo negatywnie nastawieni do Niemiec, tylko odwrotnie" - stwierdził. "Absurdalna polityka migracyjna Niemiec" Zdaniem europosła trudno zaakceptować taką sytuację, że za "absurdalną politykę migracyjną Niemiec", odrzucaną również przez tamtejsze społeczeństwo, będą odpowiadać inne państwa członkowskie. Schulz skrytykował w wywiadzie postawę rządów w Budapeszcie i Warszawie oraz w Wiedniu za to, że "unikają odpowiedzialności" i postępują tak, jakby problem uchodźców dotyczył wyłącznie Niemców. Polityk PiS zaznaczył, że polityka otwartych drzwi dla uchodźców przyczyniła się do niestabilności politycznej w Niemczech. "Pan Martin Schulz ma dziwną skłonność do apodyktyczności i trzeba mu przypomnieć, że nie na tym polega UE i wartości europejskie, na które skądinąd tak wielu polityków niemieckich lubi się powoływać" - powiedział Krasnodębski. Ponadto jego zdaniem wątpliwe jest, czy SPD wejdzie w ogóle do koalicji rządzącej. Zwrócił uwagę, że powtórki z wielkiej koalicji nie chce większość Niemców. Po załamaniu się w ubiegłym roku rozmów chadeków kanclerz Angeli Merkel z przedstawicielami Zielonych i liberałów teraz CDU ma rozmawiać o możliwości utworzenia gabinetu z SPD. Krasnodębski ocenił, że jedną ze spraw, która prawdopodobnie przyczyni się do tego, że ta koalicja nie powstanie, jest właśnie polityka imigracyjna. Dlatego jego zdaniem ze strony Schulza podejmowana jest próba przerzucania odpowiedzialności za ten problem na inne kraje członkowskie. "Schulz nie jest nawet świadom podstawowych faktów" Szef SPD Martin Schulz nie jest świadom podstawowych faktów i stale podstawia nogę Węgrom, które bronią także niemieckich obywateli - oświadczył natomiast szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto w reakcji na wypowiedź Schulza w gazecie "Bild". Szijjarto odniósł się w ten sposób do słów Schulza, że Niemcy ograniczą swoje wpłaty do przyszłego budżetu Unii Europejskiej, jeżeli kraje korzystające z funduszy, takie jak Węgry i Polska, nie pomogą w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego. Szef węgierskiej dyplomacji powiedział agencji MTI, że rząd Węgier miał nadzieję, iż Schulz odzyska poczucie rzeczywistości po powrocie "z brukselskiej bańki mydlanej do niemieckiej rzeczywistości". Schulz był do 17 stycznia 2017 r. przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. "Okazało się jednak definitywnie, że nadzieja ta była bezpodstawna. Martin Schulz nie jest nawet świadom podstawowych faktów. Znajduje się przy tym w wygodnej sytuacji, jest bowiem obywatelem kraju czerpiącego korzyści z tego, że Węgry za cenę dużych wysiłków, stosując prawo europejskie, bronią zewnętrznych granic strefy Schengen. Martin Schulz nieustannie podstawia od tyłu nogę Węgrom broniącym wszystkich niemieckich obywateli" - oświadczył Szijjarto. Dodał, że Węgry wydały dotąd na ochronę granic zewnętrznych Unii Europejskiej i strefy Schengen miliard euro. "Komisja Europejska odmówiła nawet częściowego pokrycia tej sumy, chociaż węgierska ochrona granicy służy też ochronie Niemiec i całej Unii Europejskiej. Brakiem solidarności wykazują się zatem nie Węgry, tylko Unia Europejska" - oznajmił. "Odrzucamy snute przez Schulza plany budowy imperium" Podkreślił, że Węgry przyjmują każdego uchodźcę zgodnie z zapisami prawa międzynarodowego, ale zdecydowanie odrzucają przyjmowanie nielegalnych imigrantów i osób przybywających z przyczyn ekonomicznych. "Podejmując wszystkie te działania Węgry biorą na siebie dużo większy ciężar, niż oznaczałyby kompletnie bezsensowne kwoty (rozdziału uchodźców między państwa UE - PAP)" - powiedział minister. Według Szijjarto Węgry nigdy nie uległy pokusie, by "fetować chaos prawny i anarchię" i zawsze "respektowały prawo europejskie". "Jednocześnie zwracamy uwagę, że kraje środkowoeuropejskie, w tym nasza ojczyzna, odrzucają snute przez Martina Schulza plany budowy imperium i nadal opowiadają się za Unią Europejską opierającą się o silne, wolne narody europejskie" - oświadczył.