Według AP w żadnym państwie wiadomości o rewolcie w Tunezji, a obecnie w Egipcie, nie wydają się być tak bardzo kontrolowane jak w Chinach. Gazety chińskie mogą publikować jedynie oficjalne doniesienia agencji Xinhua. Cenzura zablokowała możliwości przeszukiwania mikroblogów z tagiem "Egipt", a na internetowych forach usuwane są komentarze porównujące Chiny z Egiptem. Serwisy społecznościowe Twitter i Facebook są obecnie w Chinach niedostępne. W kraju, gdzie nie ma powszechnego dostępu do telewizji CNN i BBC, wielu ludzi musi zadowolić się rządową wersją wydarzeń w Afryce Północnej. W oficjalnych doniesieniach pomijana jest część przyczyn protestów - autorytaryzm i korupcja, które w Chinach są nader nośnymi tematami. Zwraca się uwagę na to, że władze wyczarterowały kilka samolotów, by szybko ewakuować z Egiptu Chińczyków. Przesłanie władz do obywateli w Chinach jest jasne - uważa Jeremy Goldkorn, który prowadzi internetową stroną Danwei.org, śledzącą media w Chinach. Rząd w Pekinie komunikuje obywatelom, jak szkodliwy jest chaos dla kraju rozwijającego się: "Popatrzcie co się dzieje, kiedy ludzie wychodzą na ulicę". Według Goldkorna oficjalny angielskojęzyczny dziennik chiński "Global Times" prezentuje te wydarzenia jako "niebezpieczeństwo demokracji w zachodnim stylu". Wstępniak w "Global Times" głosił, że takie rewolty nie przynoszą prawdziwej demokracji. "Jako ogólne pojęcie, demokracja została zaakceptowana przez większość ludzi. Ale jeśli chodzi o systemy polityczne, model zachodni jest jedną z kilku możliwości. Trzeba czasu i starań, aby zaprowadzić demokrację w różnych krajach, i zrobić to bez rewolucyjnego zamieszania" - napisała gazeta w niedzielnym wydaniu. W dwa dni później "Global Times" opublikował materiał o wspieraniu autorytarnych rządów przez Stany Zjednoczone, które w ten sposób pilnują swoich interesów na Bliskim Wschodzie. Także w innych krajach rządzonych przez autorytarnych przywódców - od Madagaskaru po Iran - rządy starają się przedstawić wydarzenia w Tunezji i Egipcie w taki sposób, by uzasadnić swoje pozostawanie u władzy. W Arabii Saudyjskiej, Gwinei Równikowej i Korei Płn., strategia mediów polega na ignorowaniu protestów w Egipcie, ograniczając się co najwyżej do skąpych informacji. W innych krajach media wykorzystywane są do wzmocnienia przekazu, na którym zależy władzy. I tak kontrolowana przez państwo telewizja na Wybrzeżu Kości Słoniowej pokazała rabunki w Tunezji, wyjaśniając, że tak właśnie wyglądają koszty ustąpienia przywódcy. W Zimbabwe media lojalne wobec prezydenta Roberta Mugabego przedstawiły protesty Tunezyjczyków jako antyimperialistyczne, a relacjonując wydarzenia w Egipcie kładą nacisk na protesty przeciwko Mubarakowi, zwracając uwagę na jego bliskie stosunki z USA.