Przebywający w USA turecki prezydent Recep Erdogan zapewniał wczoraj, że jego kraj popiera Baku w sporze o Górski Karabach. Podkreślał, że Turcy "modlą się, aby ich bracia z Azerbejdżanu zatriumfowali przy najmniejszych możliwych stratach". W nocy z piątku na sobotę, w Górskim Karabachu wybuchły walki między wojskami armeńskimi i azerbejdżańskimi. Erywań i Baku obwiniają się wzajemnie o sprowokowanie konfliktu zbrojnego. Zginęło około 30 żołnierzy, osiemnastu Ormian i dwunastu Azerów oraz kilku cywilów. Obie armie użyły czołgów, systemów rakietowych i lotnictwa. Wczoraj Azerbejdżan ogłosił jednostronne zawieszenie broni. Azerski minister obrony w wydanym oświadczeniu podkreślił jednak, że jeśli armeńskie siły zbrojne nie zaprzestaną "prowokacji", to rząd w Baku "wyzwoli wszystkie terytoria okupowane w tym regionie przez Armenię". Konflikt o Górski Karabach rozpoczął się jeszcze przed upadkiem Związku Radzieckiego. Po kilkuletniej wojnie, w 1994 roku miejscowi separatyści utworzyli niezależne państewko, którego jednak nie uznał żaden kraj na świecie. Mieszkańcy Górskiego Karabachu od lat apelują do Rosji i Unii Europejskiej o wsparcie ich niepodległościowych dążeń. Tymczasem Armenia chciałaby mieć tę kaukaską enklawę pod kontrolą, a Azerbejdżan zabiega o włączenie jej w skład swojego terytorium.