Według niego w wyborach zwycięży albo obecny prezydent Petro Poroszenko, albo aktor komediowy Wołodymyr Zełenski albo była premier Julia Tymoszenko. "Raczej nie ma czwartej możliwości, ale co się stanie między tą trójką kandydatów, dzisiaj bardzo trudno powiedzieć" - wskazał Kowal. Ekspert dodał, że wybory wiążą się z możliwością niekontrolowanej zmiany w polityce Ukrainy. Największy potencjał na "polityczne zamieszanie" ma zdaniem Kowala zwycięstwo Zełenskiego. Jego wygrana "dawałaby Kremlowi największe pole gry, a z punktu widzenia Zachodu byłaby największą niewiadomą i niosłaby ze sobą potencjalne ryzyko destabilizacji politycznej na wschodzie" - podkreślił. "Kandydat na białym koniu" Ten kandydat, jak kontynuował Kowal, "zaczął używać argumentacji lekko prorosyjskiej, a w kontekście wojny na wschodzie zaczął sugerować, że mógłby dogadać się z Rosją". "Zwrot w polityce ukraińskiej, jeśli chodzi o relacje z Rosją, byłby problemem dla całego Zachodu, dlatego że Zachód zaangażował się w tę kwestię" - dodał. Jak jednak zauważył ekspert, nie wiadomo, ile w politycznych deklaracjach tego kandydata jest jego "samodzielnych opinii". "Nie wiadomo także, na ile byłby skłonny do wykonywania takich ruchów, a na ile jest to próba przyciągnięcia elektoratu ze wschodu i południa Ukrainy" - kontynuował. Zełenski przedstawia się w tych wyborach i jest odbierany przez część wyborców jako "kandydat na białym koniu, niepowiązany z elitą, bliski ludziom, który ich rozumie". W rzeczywistości jednak - jak wskazał ekspert - jest on wspierany przez wielkie ośrodki finansowe. Ukraińcy zniecierpliwieni transformacją Do głosowania na Poroszenkę będzie prowadziło Ukraińców przekonanie, że "coś w ostatnich latach się zmieniło" - wyjaśnił. Jak zauważył, "Ukraina w sferze samooceny jako państwo, społeczeństwo bardzo poważnie dojrzała w ciągu ostatnich pięciu lat". Odnosząc się do kandydatury byłej premier Tymoszenko, Kowal podkreślił, że jej "siłą jest to, że podnosi kwestie socjalne, zwraca uwagę na dominujący w życiu społecznym Ukrainy problem biedy". "Nie wiem, czy jej recepty są realne, jednak ma pewną wiarygodność w tej dziedzinie". Jej słabością jest to, że działa na ukraińskiej scenie politycznej od dawna "i już nie da rady się przedstawić jako ktoś nowy". Kowal zwrócił uwagę na "pozytywne aspekty" trwającej kampanii. Wskazał, że dużo miejsca poświęcono w niej miejscu Ukrainy na arenie międzynarodowej, w tym na jej relacje z UE. Te tematy - jak podkreślił Kowal - "są silnymi punktami kandydata Poroszenki". "Najważniejszym negatywnym bodźcem" do głosowania będzie zdaniem eksperta "zmęczenie, zniecierpliwienie" charakterystyczne dla państw, w których trwa proces transformacji. Według Kowala "na Ukrainie transformacja trwa długo i jest - jak na oczekiwania wyborców - za mało skuteczna". "Ukraińska transformacja jest jednak skuteczniejsza, niż się powszechnie uważa" - ocenił. Pytany o to, czy Rosja podejmuje próby ingerencji w proces wyborczy na Ukrainie, Kowal powiedział PAP, że "cały ten dobrze opracowany i sprawnie używany przez Rosję mechanizm polegający na fake newsach, wpływaniu na poszczególnych kandydatów, na sferę informacyjną, jest w przypadku Ukrainy podniesiony do potęgi". "Będziemy obserwować, czy w dzień głosowania nie będzie dochodzić na przykład do prób destabilizacji w niektórych obwodach, prób kompromitowania procesu wyborczego np. poprzez prowokacje, fałszywe informacje podawane do opinii publicznej" - dodał. Jego zdaniem na poziomie politycznym Rosja w większym stopniu może próbować angażować się w proces wyborczy na Ukrainie w drugiej turze wyborów, którą zaplanowano na 21 kwietnia. Podkreślił, że Moskwa może próbować pokazywać opinii publicznej inne rozwiązania, np. poprzez przekazywanie za pośrednictwem mediów, że niektórzy kandydaci są ""politycznie bezpieczniejsi", czyli np. są za pokojem". "Społeczeństwu zmęczonemu długą wojną, a Ukraina jest pogrążona w wojnie już ponad pięć lat, wliczając okres niepokojów w Kijowie w czasie protestów, łatwo jest podrzucić argumenty o charakterze czysto pacyfistycznym" - wyjaśnił. Dodał, że argumenty te są "pozornie niepoważne, ale dla zmęczonego, biednego społeczeństwa - a przynajmniej dla części wyborców - mogą być interesujące". "Jak na sytuację polityczną, napięcie wokół wyborów, siłę poparcia wielkich ośrodków finansowych dla Zełenskiego, to ta kampania nie jest tak brutalna, jak można było się spodziewać" - podsumował Paweł Kowal.