Do tragicznie wyglądającego zdarzenia doszło w turystycznym raju Pattaya w Tajlandii. Jak donosi brytyjski "The Sun", pochodzący z Hong Kongu mężczyzna postanowił przeżyć wakacyjną przygodę i skoczyć na bungee z wysokości 30 metrów. Gdy jego przyjaciel wykonał skok wcześniej, wszystko wydawało się być w porządku. Niestety, on sam nie miał tyle szczęścia. Obsługa dźwigu standardowo przymocowała linę do nóg mężczyzny, a ten stanął nad krawędzią. Po chwili skoczył. Leciał z wyciągniętymi ramionami z wysokości 10. piętra, gdy nagle, blisko pięć metrów nad taflą wody naprężona lina zerwała się, a pechowiec z impetem wpadł do jeziora. Tajlandia: Koszmarny skok na bungee. Pękła lina Jak zaznacza brytyjski tabloid, przerażeni gapie myśleli, że śmiałek tragicznie zginął na miejscu, lecz ten po chwili wypłynął na powierzchnie i o własnych siłach przepłynął na brzeg. W rozmowie z lokalnymi mediami mężczyzna przekazał, że po upadku stracił na moment przytomność, a później miał zawroty głowy. Lekarze zdiagnozowali u niego spore siniaki, opuchliznę lewego oka oraz rozerwaną skórę w okolicy lewej pachy. Nie wymagał jednak żadnego zabiegu, przepisano mu leki przeciwbólowe i został wypisany ze szpitala. Turysta zażądał odszkodowania od firmy odpowiedzialnej za obsługę skoków na bungee, lecz zaproponowano mu jedynie zwrot kosztów za bilet w wysokości ok. 260 złotych oraz zwrot za pierwszą pomoc medyczną - około tysiąc złotych. "Gdyby wypadek był poważniejszy, mógłbym zginąć" Po powrocie do Hong Kongu mężczyzna złapał infekcję płuc, co jego zdaniem spowodowało zachłyśnięcie brudną wodą z jeziora, do którego niefortunnie wpadł. Po trzech dniach spędzonych w szpitalu otrzymał kolejny rachunek w wysokości około 28 tys. złotych za leczenie. Koszty te jednak pokryło ubezpieczenie. Mężczyzna próbował skontaktować się ponownie z firmą z Tajlandii, choć bezskutecznie. - Gdyby wypadek był poważniejszy, mógłbym stracić życie. Po nim odkryłem, że podobne zdarzenie miało miejsce już wcześniej w tym samym parku. Uważam, że to nieodpowiedzialne podejście parku do odwiedzających jest niedopuszczalne. Bezpieczeństwo jest najważniejszą troską każdego odwiedzającego - mówił w rozmowie z "The Sun".